Izka
Otworzyłam oczy i potrzebowałam chwili żeby przyzwyczaić się do nowego otoczenia. Kilka sekund zajęła mi identyfikacja miejsca, w którym obecnie się znajdowałam. Chwilę później przyszło kojące uświadomienie sobie, że łóżko należy do babci. To także wytłumaczałoby fakt, dlaczego nie zostałam brutalnie zrzucona z łóżka przez któreś z moich rodziców albo, co gorsze, przez któreś z młodszego rodzeństwa.
Przeciągnęłam się leniwie smakując w chwili odpoczynku i uświadomiłam sobie jak cholernie za tym tęskniłam. Odkąd poszłam na studia i zamieszkałam z moją przyjaciółką i dwiema innymi osobami nie było chwili spokoju. Z łatwością podniosłam swoje ciało i oparłam się na łokciach. Próbowałam zlokalizować położenie mojego telefonu. Czasy, kiedy spałam z nim pod poduszką bezpowrotnie minęły w momencie wyprowadzenia się od rodziców. Po kilku przykrych incydentach postanowiłam więcej nie kusić losu i nie dac możliwości któremuś z moich znajomych na pobudkę w środku nocy słysząc później tylko zaskoczenie i słowa przeprosin za pomyłki, bądź błagania, żeby pojawić się w danym miejscu i pomóc komuś kto dzisiejszej nocy przegiął z alkoholem. Miałam dwójkę młodszego rodzeństwa. O co to, to nie. Nie dam się wkręcić w rolę nańki moich znajomych. Nie będzie żadnego podtrzymywania głów nad muszlą klozetową, ciągnięcia za nogi czy walnenia po twarzy krzycząc, że to nie czas i miejsca aby akurat ucinać sobię drzemkę. Wyjątek oczywiście stanowiła Wiktoria. Moja przyjaciółka.
Często nazywano nas po prostu bliźniaczkami. Bardzo chętnie to przejęłyśmy i same zaczęłśmy tak siebie nazywać. Nie chodziło tylko o fakt, że urodziłyśmy się w tym samym dniu. Miałyśmy także podobne charaktery. Dwie wrażliwe kury, które cholernie łatwo spłoszyć. Miałyśmy jednak inny gust muzyczny, inaczej się ubierałyśmy i wyglądem zupełnie nie byłyśmy do siebie podobne. Jednak była między nami ta nić porozumienia, która narodziła się w pierwszej klasie szkoły średniej.
Wciąż z bólem wspominam okres kiedy to w drugiej klasie liceum zajęłyśmy się swoimi chłopakami, nie mając dla siebie zupełnie czasu. Mieszkałyśmy jedną ulicę od siebie a nasze spotkania w ciągu roku potrafiłam wyliczyć na palcach jednej ręki. Ot, co. Dramat. Istny dramat. Nie ukrywam, że była to w większości moja wina. Wmawiałam sobie, że spotkałam wielką miłość, faceta z którym chcę się ożenić, chce mieć z nim dzieci, dom i psa. Nawet nie jednego. Wiki też w tym czasie kogoś miała. Bywało tak, że jak u mnie było ok, to Wice cały czas ktoś rzucał kłody pod nogi. Z perspektywy czasu mogę wnioskowac, że chodziło o to, aby zawsze był w naszym życiu ktoś kto nas podniesie na duchu, kopnie w dupe czy po prostu przytuli i da się wypłakać w rękaw. Ale druga klasa szkoły średniej to moment w którym obie byłysmy szaleńczo zakochane. Może stąd przestój w naszych relacjach.
Z zamyślenia wyrwało mnie burczenie w brzuchu. A telefonu wciąż nie zlokalizowałam. Niechętnie wygramoliłam się spod ciepłej kołdry i poczułam jak na moje ciało wkrada się gęsia skórka spowodowana nagła zmianą temperatury. Szybko wciągnęłąm bluze Kuby, swoje stare dresy, które znalazłam w szafie i wyszłam z pokoju. Wchodząc do kuchni zobaczyłam, ze wszyscy już tam są.
- No w końcu jesteś - rzuciła trochę niemiło mama. Nigdy nie była zwolenniczką siedzenia po nocach i wstawiania późno.
- Mówiłam jej, ze medycyna to nie łatwe studia, ze należy ci się w końcu odpoczynek - odparł dziadek posyłając swojej córce nienawistne spojrzenia i chwile później puszcajac do mnie oczko.
- Wiem o tym tato. Ale gdyby nie siedziała po nocach miałby więcej czasu na sen a i automatycznie wstwałaby wczesniej - ciągnęła swoje mama. Mój tato tylko przewrócił oczami. Na ratunek przyszedł mój starszy brat.
- Mamo ale nie łatwo przestawić się z nocenego trybu życia na nagle wczesne wstawanie podczas weekendu - uśmiechnął sie i pocałował moją mamę w policzek. Ta dała za wygraną i w końcu sie uśmiechnęła. Usiadłam do stołu i zjadłam z rodziną śniadanie przygotowane przez babcię. Odkąd sięgałam pamięcią zawsze wspominaliśmy stare czasy, które ja pamietałam zazwyczaj jak przez mgłę.
Po 11 zerwałam się, bo całkowicie zapomniałam o spotkaniu, na które byłam umowiona. Wzięłam szybko prysznic i poszłam przegrzebać walizkę w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania. Wyciągnęłam czarne rurki, białą koszulę i beżowy kardigian. Nałożyłam lekki makijaż i wyszłam z łazienki.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał zainteresowany dziadek, podnosząc głowe i spoglądając na mnie spod okularów.
- Tak, dziadku, jestem umówiona - uśmiechnęłam się szeroko - wrócę wieczorem.
- Baw się dobrze kochanie! - usłyszałam zamykając za sobą drzwi.
We Wrocławiu było zdecydowaie zimniej niż w Rzeszowie. Czułam jak zamarzają mi dłonie a nos robi mi się czerwony. Do Jaśmina podąrzałam slalomem omijając wszystkie napotkane do drodze kałuże. Po 15 minutach byłam na miejscu. Wchodząc do kawiarni uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem jak owy Fabian wygąda. Nie rozglądając się za bardzo usiadłam w kącie kawiarenki i zerknęłam na zegarek. "Za pięć trzynasta" pomyślałam - "pewnie jestem za szybko" uznałam i zaczełam czytać książke, którą na szczęście ze sobą wzięłam, zapominając tak właściwie po co tu przyszłam.
- Dzień dobry - usłyszałam trochę nie wyraźnie i pierwsze co przyszło mi na myśl to, to iż Fabian się pojawił. Podniosłam głowę i uśmiech od razu zniknął mi z twarzy - co podać? - zapytał niewysoki, młody kelner.
- Herbatę z cytryną - rzekłam i zrezygnowna spojrzałam na zegraek. Dzięsieć po. Rozejrzałam się po kawiarence. Siedziała tam kilka par, jedna samotna dziewczyna i 2 chłopaków. Na drugim końcu kawiarenki dostrzegłam jeszcze jedną osobę. Był to chłopak, siedział sam i wyglądał jakby na kogoś czekał. Uświadamiając sobie, że jestem w takiej samej sytuacji, uśmiechnełam się sarkastycznie i strciłam nadzieję, że chłopak, na którego czekałam jeszcze się zjawi. Wypiłam herbatę, która dostarczył mi kelner, schowałam książke, ubrałam się i wyszłam. Gdy doszłam do domu poczułam się jakby ktoś oderzył mnie czymś ciężkim w głowę. "Jaśmin" pomyślałam. Przynajmniej dwie kawairnie o tej nazwie znajdują się w obrębie 5 kilometrów od cmentarza. A dziesięć razy więcej znajduje się w całym Wrocławiu. Kolejny raz skarciłam się za swoją głupotę i kompletny brak myślenia. A mówią, że jestem człowiekiem dość inteligentnym. Momentami jednak byłam po prostu głupim jaskoniowcem. Tak. Dokładnie. Tylko wyglądałam trochę przyzwoiciej. Tak mi się przynajmniej wydawało.
***
- Jesteście spakowani? Niczego nie zapomnieliście? - pytała mama, krzątając się po całym mieszkaniu zbierając ostatnie rzeczy.
- Wszystko mamy - usłyszałam chór mojego rodzeństwa. Nienawidziałam wyjazdu z Wrocławia. Mimo, iż dawno już pogodziłam się z rozstanim bardzo często żałowałam, że nie wróciłam do Wrocławia na studia. Jednak tytuł laureata z Olimpiady i wstep wolny na "Ujot" nie zdażał się każdemu, prawda? Chwilę jeszcze zastanawiałam się nad tym, czy dobrze zrobiłam ale szybko odgoniłam od siebie te myśli. Niestety przyczyniło się do tego, ze wróciły na swój poprzedni. Tor. Na tor tajmeniczego nieznajomego spotkanego dwa dni wcześniej. Wspominałam już o swojej wrażliwości? Oprócz tego byłam osobą, która bardzo chętnie robiła z igły widły, wmawiała sobie i wszystkim naookoło, że każda sytuacja ma jakieś znaczenie. Poza tym byłam człowiekiem niewykorzystanych szans. Zawsze znalazłam moment, żeby rozpaczać, że coś znowu poszło nie tak, że jestem do niczego. Biedna Wiki. Czasami naprawdę byłam nieznośna. Nawet nauczyłam się do tego przyznawać.
- Gdzie mój sweter? - zapytałam raczej przestrzeń niż kogoś konkretnego.
- Który wnusiu? - spytał dziadek chowając słodycze do mojej torebki.
- Ten gruby, granatowy.
- Leży na tapczanie w salonie! - krzyknęła babcia. Zrezygnowana poszłam po niego i szybko ubrałam. Stanęłam na środku pokoju wdychając ostatnie zapachy domowego obiadu. Jeszcze nie wyjechaliśmy a ja już zdążyłam tęsknić. Wtedy również wróciło do mnie wspomnienie wypitej samotnie herbaty.
Nie mogłam przestać myśleć o tym chłopaku. Po raz kolejny znienawidziłam swojej wrażliwości i pakując się do samochodu postanowiłam, że muszę się jej pozbyć w najbliższym czasie. Bo ile w ciągu pięciu minut można myśleć o jednej osobie? Spotkanej raz w życiu? A jednak coś mi podpowiadało, że tym razem będę marudzić poważnie. Ubierając buty zaczęłam zastanawiać się kiedy powiadomić o tym Wikę.
- Izka, Kuba, macie jakieś plany na jutro? - zapytała mama kiedy mój tato męczył się aby najsprawniej ominąć wrocławskie korki.
- Idziemy na mecz z Maćkiem - rzucił mój brat. Nie miałam ochoty uczestniczyć w tej rozmowie, włożyłam więc słuchawki i podobnie jak 3 dni temu kiedy wyjeżdzaliśmy z Rzeszowa postanowiłam przespać całą drogę. Jak na złość mi - zapalonej fance polskiego rapu, którego miałam w przenośniych urządedzian miliony utwór - rzuciła się posłuchać muzyki klasycznej. A ja i muzyka klasyczna zwykle oznaczło lament, tony chusteczek i kilogramy czekolady. Blokowało mnie tylko to, iż nadal byliśmy w drodze. Widok za oknem przekonywał mnie, że naprawdę jest ze mną coś nie tak. A może właśnie zaczęłam dorastać i dostrzegać to co powinnam? Pejzaż pól okrytych liśćmi i wartwą zmarzniętej ziemi zaczął zmieniać coś w moim myśleniu. Coraz ciemniejsze niebo z puchatymi jak wata curkowa, szybko płynącymi chmurami. Ledwo dostrzegalne słońce, która tlyko czekało by schować się za horyzontem. Wszystko powoli zasypia. W pewnej chwili spadł z nieba deszcz. Ściekając powoli po szybie, w którą tak namiętnie się wpatrywałam aby w końcu spaść na czarny, twardy asfalt rozpryskując się na zawsze. Tak, to był dobry moment na płacz.
Fabian
Zastanawiał się dlaczego się nie pojawiła. A może była tylko jej nie zauważył? Wydawało mu się, że rozpoznałby ją. Oczywiście, że by ją rozpoznał. Jej długie, lekko pofalowane blond włosy, delikatne rysy twarzy i te zniewalające oczy, tak pięknie oświetlone przez płomienie zniczy. Musiał pogodzić się z tym, że już nigdy jej nie spotka. Siedział otępiały grzebiąc widelcem w talerzu. Kiedy uświadomił sobie, że musi wyglądać jak baba zacząć zastanawiać się czy reszta jego rodziny też to zauważyła. Zawsze może zrzucić na mecz. Albo na pogodę. Tak, pomyślał, pogoda to będzie dobra wymówka.
- Fabian nie powinieneś już jechać do Rzeszowa? Ściemnia się a jutro masz mecz - usłyszał głos ojca, który wyrwał go z zamyślenia.
- Masz rację. Niedługo mam pociąg.
- Spakowałam ci trochę jedzenia i tu masz świeże rogaliki Fabianku - uśmiechnął się i ucałował swoją babcie w czoło.
- To będę się zbierał.
- Odwiozę Cię.
- Dzięki tato - rzucił. Zasznurował buty naciągnął czapke po czym pożegnał się z rodziną - dziękuję babciu, niedługo przyjadę. Pa mamo!
- Pa synku - poczuł jej ciepłe wargi na swoim policzku - powodzenia jutro, będę trzymać kciuki! - uśmiechnęła się i wiedział, że tak będzie. Będzie jutro siedziała przed telewizorem i na wewnętrznej stronie dłoni będą widniały ślady od jej paznokci. Wyszedł na zewnątrz i dopiero teraz zauważył, że pada. Po 15 minutach byli na dworcu.
- Dzięki tato, trzymaj się.
- Cześć synu - uścisnał go pan Wojtek - zadzwoń jak dojedziesz! My rano jedziemy do Warszawy - rzucił do odchodzącego już syna. Fabian kupił bilet i wsiadł do pociągu.
Nadal myślał o pięknej blondynce. O jej oczach, których koloru nie był w stanie zidentyfikować. Poczuł w kieszeni drżenie telefonu. Niechętnie sięgnął po niego ręką. Jednak gdy zobaczył na wyświetlaczu krótki napis "Pit" lekki uśmiech zagościł na jego twarzy. Przeciągnął palcem po dotykowym wyświetlaczu i przyłozył telefon do ucha.
- Tak?
- Cześć stary - usłyszał wesoły głos środkowego - jesteś już w Rzeszowie?
- Dopiero wsiadłem do pociągu. A o co chodzi? - usłyszał westchnięcie swojego klubowego kolegi.
- Mam mały problem. Mianowicie... - urał - głupio mi Ciebie o to prosić. Ale mieszkasz najbliżej. Jeszcze sam... - urwał niepewnie zastanawiając się czy sprawił koledze przykrość.
- No mów, że o co Ci chodzi - ponaglił go Fabian zdziwiony tym co usłyszał. Nic z tego nie rozumiał. Usłyszał jak Piotrek wypuszcza powietrze z płuc po czym szybko z siebie wydusił:
- Moja kuzynka przyjechała. Niestety okropnie się z Olą nie lubią. Zrobiła mi jazdę, że nie przenocuje jej nawet raz. Wiesz jaka jest Ola. A Daga przyjechała tylko na kilka dni. Dwa, może trzy. Chce załatwić do końca sprawy z przeprowadzką a wiesz, że oddała już mieszkanie. Oprócz mnie nie ma tu nikogo. Sam wiesz dlaczego się wyniosła. Proszę Cię stary. Tylko na Ciebie mogę liczyć. Tylko Ty mieszkasz sam... No proszę Cię - Fabian słyszac o co prosi go przyjaciel cicho westchnął. Wiedzał co to za ziółko z tej jej kuzynki i wolał nie mieć z nią nic wspólego. Nie wytrzymałby gdyby znowu zaczeła sie do niego przystawiac. Z drugiej strony Piotrek nigdy go o nic nie prosił. Wiedział, że bardzo mu na tym zalezy.
- Dobra... - wydusił w końcu - trzy dni. Nie więcej Pit. - usłyszał jak po drugiej stronie jego kolega wypuszcza z płuc powietrze z wyraźną ulga.
- Dzieki. Jestem twoim dłużnikiem - rzucił i rozłączył się szybko jakgdyby bał się, że Fabiam zmieni zdanie i będzie musiał powiezieć kuzynce, że mu rpzykro ale musi spać w hotelu. Jeszcze chwilę zastanawiał się w co się wpakował. Nie spostrzegł kiedy zasnął.
Izka
Gdy rano otworzyłam oczy bardzo się rozczarowałam. Znowu byłam w swoim pokoju, który po wyprowadzce przejęła moja siotra więc teraz robiłam za gościa w pastelowo różowym pokoju. Cały dzień minął cholernie monotonnie. Usiadłam rano do komputera przejrzałam notatki. Zjadłam śniadanie, wzięłam szybki prysznic po czym jak na wzorowego studenta przystało usiadłamz opasłym tomisiem anatomii w ręce i kubkiem herbaty pod grubym kocem. Byłam zdziwniona, że skupienie przyszło mi łatwiej niż się tego spodziewałam. Przez te kilka dni wyrzuciłam nieznajomego ze słowich myśli. I własnie w tym momencie skarciłam się, że znowu do tego wracam. Szybko powędrowałam wzrokiem na dokładnie opisane kręgi kręgosłupa po czym uśmiechnęłam się do siebie lekko. Lubiłam to. Nie uczyłam sie jednak długo bo do moich uczu doszedł dźwięk mojego telefonu. No ładnie - pomyślałam. Ani chwili spokoju. Spojrzałam na wyświetlacz. No to się zacznie... przesłuchanie - zaśmiałam się w myślach.
- Cześć Wiki kochanie. Czyżbyś się martwiła? - uśmiechnęłam się w duchu widząc jej minę.
- Jesteś zjebana. Nie odzywasz się do mnie od kilku dni - warknęła.
- Ach tak, czyli tęsknisz! - rzuciałam i usłyszałam ciche pikanie. A to skubana. Rozłączyła się. Bez chwili namysłu wybralam jej numer - ciesz się, że mam darmowe bo straciłabys szansę na rozmowę ze swoją najlepszą na świecie przyjaciółką - cmoknęłam.
- Stało się coś? Wyprali Ci mózg? Wygrałaś w totka? Przefarbowałaś się z blond na blond? Zakochałaś się? - to ostatnie rzuciła z wyraźną obawą. Zczęłam się śmiać.
- Nie głupku. Uczę się anatomii.
- Więc wyprali Ci mózg. Do reszty... No nic. Kiedy wracasz?
- Za dwa dni.
- O Jezu - jęknęła - ile można siedzieć w zimnym Rzeszowie? No dobra. Będę wczesniej więc coś przygotuje na kolacje. A teraz spadaj się uczyć. Ja idę na randkę.
- Halo! Czekaj! Na jaką randkę?!
- Pogodamy za dwa dni - rzuciła śmiejąc się głośno. - kocham Cię siotro, pozdrów ode mnie resztę mojej przyszywanej rodziny! - i z tym uczuciem zupełnego zdezorientowania zakończyła naszą krótką rozmowę. Co za debilka. A jaki ma tupet. Niech tylko ją spotkam za dwa dni. Zagryzę. Dochodząc do siebie spojrzałam na zegarek. No to koniec nauki na dziś. Musiałam przygotować się na mecz. Po cichu wyszłam z pokoju i widząc Kubę na korytarzu pomknęłam jak strzała do łazienki barykadując się od wewnątrz. Pół godziny później ktoś zaczął dobijać się do moich drzwi.
- Izka ile można siedzieć w łazience?! - darł się Kuba niemiłosiernie - zaraz wychodzimy!!! - przewróciłam oczami słysząc jego lament.
- Już idę... - warknęłam i wyszłam z łazienki. Kuba zagwizdał.
- No siostra. Będę cię teraz musiał nieźle pilnować na tej hali - zaśmiał się i wymierzył kuksańca w bok.
- Kuba przestań wiesz jak tego nienawidzę!
- No dobra, ale ubieraj już buty młoda, spóźnimy się.
Oczywiście, że się nie spoźniliśmy, my nigdy się nie spóźniamy. Kuba gdyby mógł wychodził by z domu 5 godzin przed meczem ale cóż już nic się na to nie poradzi. Przed halą dołączył do nas Maciek, który również zrobił wielkie oczy na moj widok.
- Kuba, gdzy ty chowałeś tą siostrę? - zapytał a ja mocniej naciągnęłam czapke i mamrotałam modły o pomste do nieba. Ok, Maciek był fajnym chłopakiem, ale strasznie denerwowało mnie to jak się do mnie przystawiał chociaż mowiłam mu już wiele razy, że jest tylko moim kolegą i to się nie zmieni. Ale on zachowywał się jakby był głuchy i to irytowało mnie najbardziej. Po prostu w pewnym momecnie przestałam lubić jeo towarzystwo, które stało się nachalne.
- Idę po coś po picia - rzuciłam gdy byliśmy już na hali i wędrowałam sobie samotnie po strefie VIP'owskiej. Tak to był jedyny plus chodzenia z Maćkiem na mecze. Byłam wkurzona i cały czas marudziłam pod nosem, że jednak mogłam zostać w domu przynajmniej zrobiła bym coś pożytecznego i równocześnie z oglądaniem meczu odrabiałam lekcje, a tak to będę siedzieć do 2 w nocy i znow się nie wyśpi...
- Ojej, przepraszam! - ktoś przerwał monolog mojego marudzenie. "Cześć Wrocławiu, powtórka z rozrywki"
- Mhm, spoko - mruknęłam słabo i szybko wyminęłam przyczynę mojego nowego rozdrażnienia.
- Hej, nic ci nie jest? Poczekaj!
- Nie - rzuciłam i przeszłam dalej jeszcze dwa kroki. Postanowiłam jednak się odwrócić i właśnie wtedy miałam ochote wyciągnąć jakiś młotek i się nim po prostu zatłuc...
_______________________________
Kochani, taka maleńka prośba, jak już jesteście dajcie o sobie znać. Po pierwsze to motywacja. Nie jest to pierwszy raz kiedy zaczynam, nigdy jeszcze nie skończyłam... Na dysku mam mase zapisków tylko po co to wrzucać skoro nikt nie czyta?:c
Buziaki, Ivy <3
_______________________________
Kochani, taka maleńka prośba, jak już jesteście dajcie o sobie znać. Po pierwsze to motywacja. Nie jest to pierwszy raz kiedy zaczynam, nigdy jeszcze nie skończyłam... Na dysku mam mase zapisków tylko po co to wrzucać skoro nikt nie czyta?:c
Buziaki, Ivy <3