niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 1. Czyli początek historii o połączeniu dwóch światów

Izka

- Mamo! Tato! Możemy już jechać? Proszę was - marudziłam pakując ostatnie rzeczy do walizki. Naprwadę bardzo tęskniłam za dziadkami, ciepłem ich przytulnego domu, zapachem sernika i szarlotki oraz szklanką z kompotem, która zawsze wypełniona do połowy była owocami. Babcia wie jak je uwielbiam. 
- Spakowałaś Lenkę? - krzyknęła mama z łazienki. 
- Tak, już dawno, Bartkowi też pomogłam - odpowiedziałam. Podeszłam do okna i spojrzałam na miasto okryte puchem zwiędłych liści. Wtedy do mojego pokoju wpadł mój starszy brat. 
- Izka, Maciek dzwonił pytał czy idziesz z nami na mecz w niedzielę? - spoglądał na mnie wyczekując mojej odpowiedzi.
- Pewnie - uśmiechnęłam się do niego. 
- No to super, spakowałaś się już? - zapytał wskazując na moją walizkę - Zaniósłbym ją do samochodu. 
- Tak, dzięki - miałam przed sobą wizję cztero i pół godzinnej drogi z Rzeszowa do Wrocławia i aż się wzdrygnęłam. 
- Ubierajcie buty - usłyszałam głos mamy i mimo wszystko niemal klasnęłam w dłonie z radości. Miałam 21 lat a nadal reagowałam jak dziewięciolatka. "Tak! W końcu!" pomyślałam i wciągnęłam na nogi czarne workery, znad których wystawały ciemne, ciepłe getry. Stanęłam przed lustrem założyłam na siebie beżowy płaszcz ze skórzanymi rękawami i uwinęłam się cieplnym jasnym szalikiem. 
- Wyglądasz jakbyś na Syberię się wybierała - zaśmiał się mój starszy brat po czym sam ubrał ciepła kurtkę i czapkę. 
- A ty na Grenlandię!!! - przydreptała Lenka i pisknęła swoim cienkim głosikiem. 
- A ja jak na Antarktydę! - wykrzyknął młodszy z moich braci, kiedy tata zakładał mu szalik i wciskał rękawiczki w kieszenie. Wywróciłam tylko oczami i pomyślałam w duchu, że jesteśmy dziwną rodzinką. 
Po pół godziny wyruszyliśmy z Rzeszowa. Założyłam sluchawki i biorąc przykład z reszty mojego rodzeństwa zamknęłam oczy. Nie myślałam o niczym konkretnym i po chyba krótszym niż dłuższym czasie odpłynęłam do krainy Morfeusza. 

***

- Cześć babciu! Cześć dziadku! - każdy z naszej czwórki rzucał się po kolei dziadkom w ramiona.
- No w końcu, tyle czasu, na was czekać! No wchodźcie dalej bo zimno - opiekuńczym tonem powiedziała babcia.
- Jak droga? - dziadek zaczał rozmowe z moim tatą po czym wprowadził nas do salonu, gdzie siedziała reszta rodziny. Powitaliśmy się ze wszystkimi a mnie od razu uderzył ten zapach za którym tak tęskniłam. 
- I jak ci wnusiu w tej szkole? - zapytała babcia stając przy mnie i pomagając wygrzebac mi wiśnie z kompotu.
- Dobrze babciu - uśmiechnęłam się.
- Chłopca jakiegoś masz w tym Rzeszowie? Takie ładne miasto więc i młodzi pewnie ładni - zaśmiałam się słysząc te słowa.
- Bardzo tęsknie za Wrocławiem babciu. Poza tym studiując w Krakowie ciężko mieć kogoś z Rzeszowa - spojrzała na mnie i ciepło się uśmiechnęła - musisz iść na spacer, z Kuba albo sama. Trochę się tu zmieniło a twoj brat też pewnie teskni za tym co tu zostawił - No tak, pomyślałam. Tata dostał posadę w Rzeszowie, mama szybko znalazła sobie tam pracę. Lenka i Bartek byli jeszcze młodzi więc zmiana szkoły nie była dla nich bardzo ciężka. Gorzej było jednak ze mną i Kubą. On zaczynał studia a ja zmieniałam szkolę w ciągu roku. Klasa maturalna to okropny czas na taką zmianę. Wiedziałam jednak, że muszę walczyć o swoje marzenia. Skończyłam szkolę średnią napisałam maturę i w tym roku byłam już studentką drugiego roku medycyny na krakowskim "ujocie". Przez przeprowadzkę zostawiliśmy przyjaciół i znajomych, Kuba dodatkowo dziewczynę, która i tak okazała się nie być go warta. Nie miałam wątpliwości co do tego, że i tak niedlugo sobie kogoś znajdzie. Przystojny, wysoki, dobrze zbudowany student AWF-u z ciemna karnacją bez dziewczyny? Scenariusz na krotki czas. Dodatkowo był moim bratem i pomimo tego zauważałam jego charakter. Zapewne był ideałem dla wielu dziewczyn. Ze mną było inaczej. Zawsze ważna była dla mnie nauka i przyjaciele oraz siatkówka. Nie miałam chłopaka od czasów pomyłki z liceum, po której zrazilam się do chłopaków. Gdzieś jednak w głebi duszy marzyłam o miłości ale wiedziałam jakiej miłości oczekuje. 
- Izka? - szturnęła mnie babcia.
- Tak? - wyrwała mnie z zamyślenia - tak, spacer to będzie odbry pomysł - uśmiechnęłam się szeroko i wróciłam do reszty rodziny. 

***

Wieczorem ponownie wciągnełam na stopy buty i zgodnie z poleceniem babci udałam się na spacer. Zaduszki. Lubiłam święta. Może, nie samą egzystencje świąt, bo ta była raczej smutno-gorzka ale lubiłam bycie z rodziną, z ludźmi, którzy mnie rozumieją i kochają. Postanowałam iść na cmentarz. We Wrocławiu cmentarz, na którym leży duża część naszej rodziny jest piękny wieczorami. Miliony zniczy. Aurę oświetlonej przestrzeni można było dostrzec już z wyaźnej odległości. Przed bramą podobnie jak po południu z rodziną kupiłam znicze i zapałki. Wręczyłam miłej pani pieniądze i powolnym krokiem wędrowałam przez cmentarz. Była to dobra chwila do przemyślenia swojego dotychczasowego życia. Tego jak ono wygląde i czy jest zgodne z naszymi zamierzeniami. Zaduszki są dniem kiedy dość często postanawiam coś w sobie zmienić. Na lepsze. Weszłam pomiędzy groby przeciskając się do znajomej ławki kiedy na kogoś wpadłam. 
- Przepraszam - szybko wymamrotałam czując silne ręce na moich ramionach, które przytymały mnie w pionie abym nie upadła.
- Nie szkodzi, nic ci nie jest? - usłyszałam głos młodego mężczyzny.
- Wszystko w porządku - powiedziałam i spojrzałam w górę, jednak nie mogłam dostrzec twarzy ściany, z którą się zderzyłam nie tylko przez to, że bylo już ciemno i ogien ze zniczy nie dawał na tyle światła ale także dlatego, iż miał na głowie kaptur, ktory dokładnie go zasłaniał. Uśmiechnełam się lekko, i ruszyłam ramionami sugerując, że już się trzymam bezpiecznie na nogach.
- Ach, tak - wzdrygnął się i puścił moje ramiona, przechylając głowe, żeby jak się domyślam sprawdzicz czy aby na pewno stoję - przepraszam - dostrzegłam na jego twarzy cień uśmiechu.
- Fabian chodź już! - usłyszałam zza jego pleców i chłopak odwrócił się.
- Już idę tato, dogodnię was! - odkrzyknął chłopak po czym znów spojrzał na mnie - Fabian - wyciągnął do mnie rękę.
- Iza - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się nie mając pewności czy to dostrzegł. 
- Może jakaś kawa na przeprosiny?
- Wydawało mi się, że musisz już iść - powiedziałam.
- Masz jutro czas? 
- O której? - nie za bardzo wiedziałam co robię, ale czułam, że go polubię. 
- 13? W "Jaśminie"? Wiesz gdzie to? 
- Tak, wiem.
- To do zobaczenia - odparł radośnie - i przepraszam jeszcze raz! - krzyknał na odchodne a ja trochę zdezorientowana ale dziwne wesoła poszłam zapalicz znicz. 

***

- Zmarzłaś bardzo? Siadaj i sie rozbieraj zrobię ci ciepłej herbaty - powiedziała babcia - co ty taka szczęśliwa? - spojrzała na mnie ciekawie. No tak, wyglądałam jakbym wygrała w totka, szczerząc się niemiłosiernie - oczy ci sie świecą, tańczą czy tam jakieś iskierki, jakiegos ładnego pana spotkałaś wnusiu? - nie wiedziałam czy było to pytanie czy raczej swierdzenie lecz nie odpowiedziałam jej tylko zachichotałam. 
- Izka? Wróciłaś? - usłyszałam głos starszego brata - czytałem, że kilku siatkarzy jest we Wrocławiu, można by jakiegoś poszukać - zaśmiał się.
- Skąd ty to wiesz? - zapytałam wyraźnie zainteresowana.
- Twittera nie używasz?
- Zawsze byłeś w tym lepszy ode mnie - puściłam mu oczko - a kto jest? Może faktycznie warto się przejśc po mnieście jutro.
- Zatorski z dziewczyną.. Kadziewicz, Bartman z tą swoją piękną, anielską.. - tak, Kuba miał słabość do dziewczyny Zbyszka - i Drzyzga z rodzicami. O patrz! Nawet wstawił zdjęcie... Czekaj... Spójrz albo mi się wydaje albo to nasz cmentarz - pisnął prawie jak dziewczyna. Podeszłam bez wiekszego entuzjazmu.
- Faktycznie... - rzuciłam i zaczęłam się zastanawiać czy głos chlopaka, ktorego dziś spotkałam kogoś mi nie przypominał. Szybko jednak wyrzuciłam z siebie tą myśl. Wzięłam od babci kubek z herbata i dolączyłam do mojego młodszego rodzeństwa, które oglądało jakąś kreskówkę.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Aaaaa! Bardzo dziekuję! Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz!

      ~Ivy <3

      Usuń