poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 6. Czyli już mi nie uciekniesz.

Izka

- Czy Ty naprawdę musisz wszystko robić po swojemu?! - wydarłam się na mojego brata, chodząc nerwowo po pokoju. W jego oczach nagle pojawiło się zdziwienie i przerażenie jednocześnie wywołane moim wybuchem. Mój brat bardzo rzadko widzi mnie w takim stanie. - Przepraszam za nią?! Od razu na wstępie musiałeś mu wygadać, że jestem Twoją siostrą? Nie tak się umawialiśmy! - byłam wściekła. Nie taka była umowa. Miał go poznać. Wybadać. Sprawdzić jakie z niego ziółko. A teraz, kiedy wie, że jestem jego siostrą już jest na spalonej pozycji. - Kuba, czy faceci naprawdę nie potrafią używać mózgu?! - rzucałam dalej zirytowana.
- Izka, uspokój się wreszcie! Czemu Ty wszystko odbierasz jako atak?! Dziewczyno, jesteś dorosła, ogarnij się! Miałem się z nim zakumplować, udawać, że nie znam dziewczyny, która wyraźnie wpadła mu w oko i sprzedawać Tobie wszystkie informacje? A gdyby się dowiedział? Przemyślałaś, jakie mogą być tego konsekwencje? Straciłby zaufanie i do mnie i do Ciebie. A tak naprawdę ja nawet go w ogóle nie znam. Jeszcze. Ty zresztą też nie. Więc przestań na mnie wrzeszczeć - rzucił urażony. Faktycznie miał racje. Nie do końca przemyślałam ten plan i nie wiem co dokładnie chciałabym osiągnąć - jesteś już dużą dziewczynką. Poza tym to Ty mu spieprzasz za każdym razem. A teraz wciągasz w to mnie - ciągnął dalej swój wywód. Minę miał bardzo nietęgą - albo chcesz go poznać, wyjaśnić to co między wami zaszło, albo daj sobie spokój. Okej? - zapytał a ja tylko kiwnęłam głową. Kuba, który zawsze stał po mojej stronie teraz po prostu na mnie nawrzeszczał. Wiedziałam, że miał rację ale nie potrafiłam mu tego przyznać. Spojrzał jeszcze krótko w moją stronę, wyminął mnie i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami trochę za mocno. A ja jak mała dziewczynka rzuciłam się na łóżko. Było mi przykro. Poczułam jak po policzkach spływają mi dwie słone krople. Co ja właściwe robię? Bawię się z nim w kotka i myszkę? Ja mogę wszystko a on nic. To nie było fair z mojej strony. Ale też nie powinien mnie wtedy całować. Nie to, że mi się to nie podobało. Ale nie powinien. Nie wtedy. Nie potrafiłam określić moich uczuć. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się "nagle". Wiedziałam, że muszę przestać żyć przeszłością. Zamknąć pewne drzwi i otworzyć się na nowe doświadczenia. Inaczej nie dam rady normalnie funkcjonować. Nie chciałam cały czas uciekać. Ja też potrzebowałam stabilizacji. Czegoś, czego będę pewna. 

Chwilę później podniosłam się z łóżka, wytarłam łzy i zaczęłam się pakować. Za kilka godzin miałam pociąg do Krakowa. Gdybym się na niego spóźniła oznaczałoby to samotne podróże nocnymi pociągami a na tym mi nie zależało. Poza tym chciałam jeszcze dziś pogadać z moją przyjaciółką. Otworzyłam szafę i zaczęłam ją przeglądać. Szybko wrzuciłam do walizki kilka bluzek i jeansy. Rzuciłam okiem na szafę. Czarne, białe, czarne, białe, białe, czarne, jeans. Kolorowe rzeczy w mojej garderobie stanowiły odsetek poniżej 5 procent. Myślami powędrowałam do szafy mojej siostry za ścianą. Zaśmiałam się w duchu i poszłam do łazienki po kosmetyczkę. Gdy wróciłam wyciągnęłam z biurka jeszcze kilka książek i niezgrabnie upchnęłam je do plecaka. Właśnie wtedy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Nie patrząc na wyświetlacz, przeciągnęłam po nim palcem i przyłożyłam telefon do ucha. 
- Halo? 
- No cześć piękna. O której dziś będziesz? - usłyszałam głos mojej przyjaciółki. 
- Za 4 godziny powinnam być na miejscu. 
- Ok, weź jakiś ładny ciuch pójdziemy do klubu - rzuciła entuzjastycznie i wiedząc, że będę chciała się wymigać rozłączyła się zanim zdążyłam jej odpowiedzieć. Odłożyłam telefon na biurko i ciężko westchnęłam. Naprawdę nie miałam dziś ochoty na szalony rajd po klubach ale z drugiej strony to była szansa żebym chociaż trochę się rozerwała. Zrezygnowana ponownie ruszyłam do szafy poszukując czegoś odpowiedniego na wieczór. 


Fabian 


Z treningu pojechałem prosto do domu, żeby ogarnąć syf zostawiony rano. Niko zaoferował, ze wstąpi po drodze do monopolowego po alkohol i zamówić pizzę, więc miałem sporo czasu. Jednak gdy wszedłem do mieszkania nadal targały mną sprzeczne uczucia. Dlaczego poznałem go akurat teraz? Na ostatnim treningu? Pierwsze co przyszło mi do głowy to wyciągnięcie numeru od trenera ale szybko odsunąłem od siebie ten pomysł. Musiałbym jakoś uargumentować prośbę i co bym wtedy powiedział? To brat dziewczyny, za którą szaleje choć nawet jej nie znam i widząc ją czwarty raz w życiu zachłannie wpiłem się jej w usta żeby chwilę później dać jej uciec? To brzmi jak jakiś słaby romans. Chociaż nie. Brakuje szczęśliwego zakończenia. Więc pomysł z wyciągnięciem numeru telefonu odpada. Dostałem powołanie do kadry na tegoroczną ligę światową. Za dwa tygodnie powinienem stawić się w Spale. A do tego czasu ani jednego treningu! Mogłem jedynie liczyć na cud spotkania jej na ulicy. Ale tego byłoby już chyba za wiele. Obawiałam się też konsekwencji tego co zrobiłem na meczu. Widziałem kilka obiektywów skierowanych w moją, a raczej naszą stronę. Nie wchodziłem na żadne portale społecznościowe obawiając się tych zdjęć. I pytań... Tak, pytań obawiałem się najbardziej. Pocieszałem się tylko myślą, że nie zadzwonili do mnie jeszcze w tej sprawie rodzice, brat ani żaden z kumpli o tym nie wspomniał. A to oznaczało tylko jedno - nikt tych zdjęć nie widział. Jeszcze. Zbierając porozrzucane po mieszkaniu ciuchy modliłem się aby pojawiły się one tylko na jakiś portalach dla hotek. Ale prędzej czy później to i tak wyjdzie Fabianie. I dobrze o tym wiesz - powiedziałem sam do siebie. Na szczęście moje udręki przerwał dzwonek domofonu.
- Tak?
- Alkohol, pizza i gorące laski! Dobry adres? - usłyszałem głos rozweselonego Bułgara.
- Dobry - rzuciłem radośnie i wpuściłem go do środka. Kilka sekund później był już pod moimi drzwiami - a gdzie te gorące laski? - zapytałem robiąc udawaną, smutną minę. 
- Czuje się urażony  - rzucił i zalotnie zatrzepotał rzęsami - czy ja Ci już nie wystarczam? - zrobił oburzoną minę. Chwilę później pokładaliśmy się ze śmiechu. 

- I co stary? - rzucił Niko i spojrzał na mnie odrywając oczy od telewizora, w którym leciał właśnie Fight Club. 
- Co? - zapytałem nawet na niego nie spoglądając. 
- Co z tą dziewczyną? 
- Izą?
- No właśnie! - Bułgar klasnął w dłonie.
- A no nic. Nie wiem. Wiesz, że jeden z tych nowych stażystów to jej brat? - rzuciłem jakby od niechcenia.
- Co?! - zerwał się z kanapy i głośno coś krzyczał. Dopiero po mojej zdziwionej minie uświadomił sobie, że krzyczy w swoim ojczystym języku. - Ekhem. Jak to, kurwa, się stało, że jeszcze nie masz jej numeru?! Na głowę upadłeś? - wyraźnie na mnie nawrzeszczał. Gdy się trochę uspokoił, przekazałem mu swoje obawy. Bo chwili namysłu przyznał mi rację. 
- Wiesz co... - zaczął Penchev wyłączając telewizor.
- No co Ty robisz?!
- Ubieraj się. Nie, żadnego marudzenia. No ubieraj się - ponaglił widząc, że nie przyjąłem entuzjastycznie jego pomysłu - Idziemy na miasto - siłą ściągnął mnie z kanapy i wepchnął do łazienki. Czasem zastanawiałem się co ja bym bez niego zrobił. 


Izka


Mama jak to mama, nie wypuści z domu bez jedzenia. Lubiłam takie soboty kiedy mogę leniuchować nie zważając na konsekwencje. Wszystkie egzaminy miałam zaliczone więc teraz prześlizgnąć się do końca, zaliczyć sesje i zacząć wakacje. Od godziny byłam spakowana, siedziałam więc grzecznie w kuchni konsumując placek drożdżowy kiedy mój telefon zadzwonił. Patrząc na wyświetlacz nieźle się zdziwiłam.
- Co tam? - zapytała mama widząc moją reakcje. 
- Wiki - rzuciłam, wzruszyłam ramionami i odebrałam połączenie - Halo? 
- Izka?! Gdzie jesteś!? Co robisz?! - krzyczała niemiłosiernie sapiąc od słuchawki.
- W domu. Jem - odpowiedziałam zdezorientowana.
- Nie wychodź! To znaczy ja będę za godzinę u Ciebie! Jestem w pociągu. Zmiana planów! Dziś balujemy w Rzeszowie! - wykrzyknęła i jak to miała w zwyczaju rozłączyła się. 
- Ona jest chora psychicznie, mamo - powiedziałam do rodzicielki a ta tylko zaczęła się śmiać. - Zrobię wam później kolacje. - powiedziała cicho i wyszła z kuchni. Niewzruszona tym faktem dokończyłam jeść placek i podniosłam się z krzesła. Niechętnie złapałam walizkę i poczłapałam do pokoju. Otworzyłam laptopa i odwołałam rezerwacje biletu. Ma szczęście, że nigdy nie kupuję go wcześniej, inaczej nie zważając na jej chore decyzje wróciłabym do Krakowa. Zrobiłam mały przegląd walizki, wyrzucając z niej to co na pewno nie przyda mi się w tygodniu w naszym małym mieszkaniu. Zdecydowanie do takich rzeczy zaliczały się szpilki i krótkie sukienki. Odwiesiłam je do dużej garderoby. Wyciągnęłam jeszcze kosmetyki i zamykając walizkę, ponownie odstawiłam ją w kąt. Jutro zamiast wstawać godzinę wcześniej żeby spakować walizkę będę mogła leniuchować w najwygodniejszym łóżku na świecie.

Półtorej godziny później mój sen przerwał dzwonek telefonu.
- Halo? - zapytałam zaspanym głosem.
- Stoję na dworcu... - usłyszałam zimny głoś przyjaciółki. Poderwałam się na nogi jak poparzona i wybiegłam z pokoju. 
- Wiem, kochanie - rzuciłam, starając się, żeby mój głos brzmiał naturalnie - Kuba zaraz po Ciebie będzie - uśmiechnęłam się lekko jak gdyby mogła to zobaczyć.
- Mhm - mruknęła tylko i rozłączyła się. W tej samej chwili skarciłam się w myślach, że nie nastawiłam budzika. Ba. Nawet nie planowałam, że zasnę. Przebiegam przez całe piętro naszego domu i dotarłam do drzwi pokoju brata. Już chciałam zapukać kiedy przypomniałam sobie naszą dzisiejszą rozmowę. Nie bardzo wiedziałam, czy mogę go teraz tak po prostu prosić o przysługę. Rozważyłam jeszcze opcje poproszenia taty ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Chwilę jeszcze biłam się z myślami po czym zapukałam do pokoju. Odpowiedziała mi głucha cisza. Nie ma go? Pomyślałam i wyraźnie się przeraziłam. Weszłam do pokoju i niestety moje obawy się potwierdziły. Teraz będę musiała się tłumaczyć ze spóźnienia i z tego dlaczego to właśnie ja przyjechałam po moją przyjaciółkę. Szybko wróciłam do swojego pokoju z szafy wygrzebałam trampki i zbiegłam na dół. Zarzuciłam na siebie bluzę wiszącą w przedpokoju i już chciałam chwytać za kluczyki gdy dotarł do mnie kolejny przykry fakt. 
- Mamoooooooooo! Gdzie są kluczyki?! - darłam się niemiłosiernie. Chwilę później moja rodzicielka była już przy mnie.
- Kuba zabrał. - odparła jak gdyby nigdy nic.
- Jak to zabrał? Ale mamo. One są mi potrzebne. Teraz! A tata? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Nie ma go. Jest z dzieciakami na basenie. - Kurwa. Zaklęłam w myślach. - a po co ci teraz samochód? - była wyraźnie zaciekawiona.
- Muszę jechać po - nie dokończyłam bo własnie wtedy usłyszałam głos mojej przyjaciółki i brata w przedpokoju. Spojrzałam na mamę i obrzuciłam ją piorunującym spojrzeniem a ona tylko zaczęła się śmiać. 
- Masz szczęście - powiedziała patrząc na mnie spode łba i poleciała przywitać się do mojej mamy już cała w skowronkach. W tej chwili podszedł do mnie Kuba.
- Nie ma za co - na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- Kuba ja... - zaczęłam
- Wybaczę. Pod warunkiem - spojrzałam na niego z zaciekawioną miną - Idę dziś z wami - rzucił i pobiegł na górę. Wzniosłam tylko oczy do nieba i prosiłam Boga żeby nie wyszło z tego jakieś bagno. Niewiele myśląc złapałam Wikę za rękę i pociągnęłam go pokoju. Jeżeli chciała gdzieś wyjść to musiałyśmy zacząć się szykować. 

W pokoju Wika trajkotała jak  najęta o tym jaki to bufon i dupek z tego Bartka, że ona nie rozumie jak tego można nie zauważyć, przecież ma to wypisane na czole. Ciągnęła swój monolog a ja w tym czasie zdążyłam ułożyć włosy i zrobić mocniejszy niż zazwyczaj makijaż. Jednym uchem słuchając jak moja przyjaciółka opowiada o ich nocy spędzonej razem wychyliłam głowę z szafy.
- Spałaś z nim? - skrzywiłam się.
- Oh, ale Ty masz problem - fuknęła ale za kilka sekund nadawała dalej. Beznamiętnie wzruszyłam ramionami i wróciłam do szukania sukienki. Zdecydowałam się na klasyczną mała czarną i srebrne szpilki. Wyciągnęłam ubrania i położyłam je na łóżko. Przegrzebałam jeszcze kilka szafek i wyciągnęłam duży srebrny naszyjnik. 
- Także kochana, ja dziś wyrywam! - moja przyjaciółka spojrzała na mnie - noooo Izka! Ubieraj się będziesz wyglądać czadowo!
- Dzięki. Ty też - obrzuciłam spojrzeniem Wikę. Miała na sobie Czarną, zwiewną koszulę, którą wpuściła w krótką cekinową miniówkę. 
- Mam dość Krakowa. Potrzebny mi oddech. Rzeszów będzie odpowiedni - mrugnęła do mnie okiem a mi powoli poprawiał się humor. 

Kilkanaście minut później byłyśmy gotowe do wyjścia. Wika poszła po Kubę a ja korzystając z ostatniej chwili spryskałam się nowymi, mocnymi perfumami. Przejrzałam się w lustrze. Byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Zgasiłam światło i wyszłam w pokoju.
- Gotowa? - zapytał Kuba uśmiechając się na mój widok.
- Gotowa - odpowiedziałam uśmiechem.
- To lecimy kochani, szybciutko! - Wika popchnęła nas w stronę drzwi. 

Trafiliśmy to jednego z najatrakcyjniejszych klubów w Rzeszowie. Nie miałam okazji zbyt często w nim bywać, ale jeżeli już byłam to miło go wspominam. Jeśli o to chodzi to jestem osobą bardzo wybredną. Odpychają mnie zalani faceci, którzy myślą tylko o tym, żeby zaciągnąć pierwszą lepszą dziewczynę do łóżka. A ja nie byłam z tych. I nigdy nie miałam zamiaru być. Wchodząc do klubu uderzyło mnie ciepło płynące z jego wnętrza. Okazało się, że mój kochany braciszek już się z kimś tutaj umówił więc zaraz po wejściu skierował się na lewo a my poszłyśmy do baru. Brak czujnych oczu Kuby w pobliżu bardzo mi odpowiadał więc nie skomentowałam jego zachowania ani słowem. Zamówiłyśmy z Wiką mocne drinki. Ta idiotka od razu zaczęła szczerzyć się do barmana. Po dwóch głębszych zakomunikowała, że nie będzie tracić czasu i idzie na parkiet. Dla mnie to było jeszcze za szybko. Zamówiłam więc kolejnego drinka, wzięłam szklane naczynie do ręki i odwróciłam się tyłem do baru. Omiotłam spojrzeniem cały klub. Wika bawiła się na parkiecie z wysokim mężczyzną o ładnej, ciemnej cerze. Nie widziałam dokładnie jego twarzy ale po ruchach zauważyłam, że trzyma się na nogach i nawet się nie chwieje. To dobrze. Jeśli cały wieczór spędzi w takim towarzystwie będę bardzo zadowolona. Postanowiłam, że nie będę dużo pić. Dziś był dzień Wiktorii więc musiałam przygotować się na ewentualność ogarniania jej do samego rana. Znalazłam miejsce w kącie i szybko się tam przemieściłam. Zanim tam dotarłam zauważyłam chłopaka, który zajął wcześniej upolowane przeze mnie miejsce. Mimo to podeszłam bliżej. 
- Ja tu chciałam usiąść - uśmiechnęłam się ciepło. A jednak. Mam szczęście. Czas naprawić błędy. Spojrzał na mnie tymi swoimi oczami. Chwilę później na usta wpłynął mu szeroki uśmiech. 
- Zmieścisz się - powiedział przesuwając się. Niewiele myśląc usiadłam obok - los znowu stawia Cię na mojej drodze. 
- Albo ciebie na mojej - spojrzałam na bruneta zalotnie. Był tak cholernie przystojny. Jeżeli nie weźmie dziś ode mnie numeru to sama mu go wepchnę. Postanowione. 
- Zatańczymy? - wyciągnął do mnie rękę. Skinęłam głową na zgodę i ruszyliśmy na parkiet. Nigdy z nikim tak dobrze mi się nie tańczyło. Fabian nie był nachalny. Po pewnym czasie poczułam jego ręce na moich biodrach. Jego delikatny dotyk, kiedy muskał moje dłonie sprawiał, że jeszcze bardziej żałowałam tego, iż nie dałam temu szansy wcześniej. Przy wolniejszym tańcu odwrócił mnie lekko w swoje stronę. Patrzyłam w jego oczy i czułam przesuwającą się dłoń Drzyzgi po moim policzku. Zanurzając ją w moje blond włosy nachylił się i swoimi ciepłymi ustami musnął moje czoło, a moje nogi mimowolnie się pode mną ugięły. 
- Obiecaj, że już nigdy mi nie uciekniesz - szepnął do mojego ucha. Odsunęłam się od niego, spojrzałam w jego oczy i wspięłam się na palce. 
- Obiecuję - powiedziałam i musnęłam jego wargi. 




________________________________
Dzień dobry. Jest i kolejny. Miał być dłuższy ale bardzo chciałam zakończyć go takim akcentem. Mogę tylko zdradzić, że w następnym rozdziale będzie ciąg dalszy tej akcji. Trochę podkręcimy temperaturkę, nie?  :)

Jesteście? Dajcie o sobie znać w komentarzu. Bo bardzo motywuje a mi motywacji teraz szczególnie potrzeba. 

Wasza Ivy <3



czwartek, 16 lipca 2015

INFORMACJA

Dziś, wraz z moją rodziną, ostatni raz pożegnaliśmy osobę bliską naszym sercom.
Ciężko jest się otrząsnąć po tak nagłej utarcie kogoś bliskiego.

Z całego serca przepraszam ale na jakiś czas zawieszam opowiadanie.
Nie jestem w stanie pisać, muszę uporać się z rozgoryczeniem, tęsknotą i bezsilnością.

Zaglądajcie tu, mam kilka rozdziałów w folderze będę starać się coś wstawiać. 
Proszę o wyrozumiałość i modlitwę za mojego kuzyna i 4 inne osoby, które zginęły.


PATRYKU, TRZYMAJ SIĘ TAM U GÓRY! DO ZOBACZENIA, NIEDŁUGO DO CIEBIE DOŁĄCZYMY! CZUWAJ NAM NAMI! [*]

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rodział 5. Czymi moment poważnej konfrontacji.

Izka


Jak powiedziałam, a raczej obiecałam, tak zrobiłam i na mecz poszłam. Kuba od rana był w wyśmienitym humorze. O 15 lekko zirytowana jego zachowaniem wstałam z kanapy w salonie i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki odświeżający prysznic, nałożyłam lekki makijaż i poszłam do pokoju się ubrać. Nie było za ciepło a fakt, że pewnie będziemy wracać późno spowodował, że postawiłam na klasycznie czarne rurki i  czarne conversy. Narzuciłam na siebie jeszcze klubową koszulkę i stanęłam przed lustrem. Nieźle - pochwaliłam sama siebie i opadłam na łóżko. Sięgnęłam po laptopa i szybko przejrzałam pocztę. Nic nowego. W tej samej chwili do pokoju wpadł Kuba.
- No to co młoda? Możemy iść? - wyszczerzył się od ucha do ucha i podał mi rękę. Niechętnie podniosłam tyłek z łóżka i stanęłam na równe nogi.
- Możemy iść - powiedziałam i zlustrowałam wzrokiem jego sylwetkę - czy my zawsze musimy wyglądać tak samo? - mruknęłam widząc co ma na sobie.
- Mamy coś z bliźniaków, mimo iż jest między nami kilka lat różnicy - powiedział wciąż zadowolony a ja tylko przewróciłam oczami. 

Pół godziny później byliśmy na hali, gdzie oczywiście dołączył do nas wierny kibic Sovi - Maciek.
- Hej Izka, jak zwykle piękna - powiedział przytulając się do mnie.
- Też miło Cię widzieć Maciej - rzuciłam ledwo słyszalnie. Chwile potem oddali się z Kubą jakiejś dyskusji na temat ostatniej imprezy ale mało mnie to interesowało. Jak to było w moim zwyczaju ruszyłam w znanym mi kierunku po butelki z piciem. Przypomniało mi się wówczas co zdarzyło się ostatnim razem. Próbowałam przypomnieć sobie kiedy to dokładnie było ale po kilku minutach się poddałam. 
Wracając z dwoma butelkami pepsi i jedną butelką wody mineralnej pomyślałam, że naprawdę musiałam być wtedy głupia. Szybko wróciłam do chłopaków i zajęłam swoje stałe miejsce. 
- To jak Iza, ile obstawiasz? - zwrócił się do mnie Maciek.
- Szybkie 3:0 - puściłam mu oczko i wyciągnęłam telefon.
- Wysoko ich cenisz - rzucił - ale przeczuwam taki sam wynik. Nie słuchając go więcej zajęłam się oglądaniem treningu, zrobiłam kilka fotek i schowałam telefon do kieszeni. 
Kilka minut później rozpoczęła się prezentacja a na mojej skórze jak za każdym razem pojawiły się ciarki. Na Podpromiu zawsze atmosfera była niesamowita. Dlatego właśnie tak bardzo lubiłam przychodzić na mecze. 

Już po pierwszym secie okazało się, że razem z Maciejem nie mieliśmy racji. Resoviacy go przegrali. Na szczęście był to tylko jakiś chwilowy przestój i kolejne trzy należały do nas. Po dwóch godzinach cała hala uniosła się w okrzyku szczęścia, a ja wpatrywałam się w postać młodego rozgrywającego. Swoją drogą cholerny z niego przystojniak. Po ostatnim gwizdku wszystkich jego kolegów poniósł szał szczęścia a on jeden zastygł w bezruchu wpatrując się w coś na widowni. W moim sektorze. W moim rzędzie. Na moim miejscu. Tak zdecydowanie wpatrywał się we mnie. Chwilę potem zobaczyłam jak rusza w moją stronę jakby ukłuty szpilką. Mimowolnie powoli ruszyłam mu na przeciw. Oddychał bardzo szybko a po czole spływały mu kropelki potu. 
- Jesteś - wydusił z siebie a ja uśmiechnęłam się szczerzej.
- Pytałeś czy jeszcze kiedyś się spotkamy, więc się spotykamy. To twój szczęśliwy dzień Fabianie - powiedziałam starając się żeby zabrzmiało to spokojnie. Gdyby wiedział jak trzęsą mi się nogi gdy tak blisko mnie stoi. Patrzył głęboko w moje oczy, których tak bardzo nie lubiłam. To co stało się później było czymś w rodzaju snu na jawie. Fabian zatopił się jeszcze głębiej w moich oczach i pochylił swoją głowę. Jego oddech na mojej skórze sprawił, ze cała zadrżałam. Wspięłam się na palce przymknęłam lekko oczy i poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Był stanowczy ale jednocześnie tak delikatny. Niewiele myśląc objęłam go i odwzajemniłam pocałunek. Chwile później odsunęłam się i widząc, że kieruje się w naszą stronę inny siatkarz odwróciłam się na pięcie i odeszłam w tłum. Widziałam jego zaskoczoną minę i obiektywy dziennikarzy zwróconą w moją stronę. No to teraz się zacznie - pomyślałam.

Kuba wpadł do domu godzinę później. Pierwsze co to przybiegł do mojego pokoju.
- Izka! Cholera czy ja dobrze widziałem?! - jego mina zdradzała mniej więcej tyle, że nie wie czy ma śmiać się czy płakać - nie dość że dostałem posadę w Asseco to jeszcze moja siostra jest dziewczynę jednego z najlepszych polskich rozgrywających! - tak, teraz to już była tylko dzika radość.
- Spadaj Kuba -  mruknęłam i rzuciłam w niego poduszkę. 
- O nie, kochana - wyszczerzył zęby i runął na łóżko ledwo uchylając rękę żeby nie uderzyć mnie w głowę.
- Wywiad środowiskowy? - spojrzałam na jego minę - nie, kochany tylko nie to.... proszę.... - spróbowałam wziąć go na litość robiąc smutne, zmęczone oczy. Ani drgnął. Westchnęłam ciężko i usiadłam na łóżku krzyżując nogi. 
- Podaj mi sok - powiedziałam szykując się na długie godziny opowieści jak to się stało, że pocałował mnie Fabia Drzyzga. I wtedy też zaczęłam się zastanawiać cholera, jak to w sumie się stało?



Fabian 


Feta po wygranym meczu trwała jeszcze kilka dni po jego oficjalnym zakończeniu. Najpierw świętowałem z kolegami z klubu w mieszkaniu naszego kapitana. Swoją droga musi mieć do nas ogromne zaufanie. Chyba każdy z nas wiedział o co chodzi i po trzech dniach porządnego melanżu było stosunkowo czysto. Alkohol lał się litrami. Trzeba było odbić po takim sezonie. Ale już pierwszego dnia coś strasznie mnie uderzyło. Dziewięćdziesiąt procent klubowych kolegów była z kimś... Z żoną, narzeczoną, dziewczyną, kochanką... A ja siedziałem między nimi mając przed oczami Izę. Od czasu kiedy mi uciekła zaprzątała mi głowę, była w każdej mojej myśli, pod każdą postacią. I wciąż zadawałem sobie jedno pytanie: jak ją odnaleźć? Lotman, który widział nas wtedy szybko domyślił się o co chodzi. Usiadł obok mnie na kanapie i stuknął swoją butelką z piwem moją, do połowy pustą z której właśnie ściągałem etykietki. 
- Hej stary. Tak robią tylko kobiety - mrugnął do mnie. Widząc, że nie uzyska odpowiedzi spróbował inaczej - znajdzie się. W końcu przyjdzie. Może nie szybko ale jeszcze ją spotkasz. To nie był przypadek. 
- No nie wiem... Uciekała mi tyle razy - znowu pomyślałem o jej pięknych, zielonych oczach. 
- To, że spotkałeś ją we Wrocławiu powinno dać Ci coś do zrozumienia. Jeśli ludzie mają być razem to będą.
- Pieprzysz farmazony jakbyś czytał babskie romansidła - rzuciłem ironicznie.
- Ale co? Nie wzbudza to w Tobie nadziei? - kiwnąłem potakująco głową - no widzisz - wyszczerzył się przyjmujący - o to właśnie chodzi. A może w końcu pomożesz trochę temu szczęściu a nie tylko czekasz aż kolejny raz ześle Ci ją przed nos? 
- Co masz na myśli? - spojrzałem na niego z zainteresowaniem.
- No nie wiem. Wymyśl coś. Bystry z Ciebie chłopak - powiedział jeszcze i odszedł zostawiając mnie z niepoukładanymi myślami. A miał mi pomóc - pomyślałem. 
Godzinę później w naprawdę lekkim upojeniu alkoholowym zebrałem swoje rzeczy i podszedłem do Alka.
- Dzięki stary, naprawdę świetna impreza ale ja już będę się zwijał. Nie czuję się za dobrze - powiedział a Alek spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. Nawet jeśli chciał rzucić jakąś złośliwą uwagę  - powstrzymał się.
- Pamiętaj, że gdybyś chciał pogadać to wal do mnie śmiało, Młody - uśmiechnął się i poklepał po plecach. Nie wydusiłem z siebie ani słowa. Lekko podniosłem kąciki ust i skierowałem się do wyjścia. 
- Do zobaczenia jutro.
- Nie przejmuj się tak, znajdzie się! - rzucił Achrem gdy byłem już na klatce schodowej. Zatrzasnął drzwi a ja zatrzymałem się jak wryty. Wszyscy o niej wiedzieli ale nikt nic nie powiedział. Cholera jasna o co tu chodzi. 

Zanim wróciłem do mieszkania dobrą godzinę chodziłem po mieście zastanawiając się w co ja wpadłem i jak się z tego wyplątać. Musiałem też zadać sobie pytanie czy chciałem się z tego wyplątać. Tak to było najważniejsze pytanie. Minęło pół roku od pierwszego spotkania na cmentarzu. Przez pół roku nieświadomie wracałem do niej myślami. Za każdym razem pozwalałem jej uciec. Ale nigdy nie chciałem o niej zapomnieć. Widząc ją czułem coś dziwnego. Spokój. Przywiązanie. Co ja bredzę ja jej  w ogóle nie znam! 
Wróciłem do mieszkania. Wziąłem kąpiel i zjadłem kolacje. Kilkanaście minut później leżałem już w łóżku z laptopem na kolanach. Przejrzałem pocztę, kilka interesujących mnie stron i zacząłem szukać filmu. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła druga w nocy. Mimo iż rozgrywki oficjalnie się zakończyły jutro o 12 mieliśmy trening. Niechętnie zrezygnowałem z oglądania filmu. Zamknąłem laptopa, odłożyłem go na ziemię i przewróciłem się na bok. 



Izka

- Izka. Mogę być szczery? - mój brat pierwszy raz od trzech godzin powiedział słowo. Potrząsnęłam potakująco głową. - Jesteś głupia. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem ale... Ty nie masz mózgu dziewczyno! Jak mogłaś tak po prostu odwrócić się i sobie iść?! - tak, on już na mnie krzyczał. 
- Nie, kochanie. To Ty jesteś głupi. Niby taki bystry ale nie rozumiesz nic - uśmiechnęłam się łobuzersko. 
- A jeśli go ranisz? - brnął dalej Kuba.
- Nie ranię. 
- I co i teraz tak po prostu o nim zapomnisz?! Sezon się skończył! - słysząc jego bredzenie przewróciłam oczami i opadłam na łóżko. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam oglądać mój sufit. Walczyłam ze sobą czy powiedzieć Kubie o moim wrednym planie czy nie? A jeśli poczuje się urażony? Jeżeli pomyśli, że chce go wykorzystać? Nie. On zrozumie. Może nawet się ucieszy... Podniosłam się lekko, oparłam na łokciach i zwróciłam głowę w stronę mojego brata. 
- Nie zachowałabym się tak... - mówiłam wolno - gdybym nie dowiedziała się rano, że dostałeś staż w Asseco. - Kuba spojrzał na mnie. Już chciałam go przepraszać gdy zobaczyłam jak na jego twarzy maluje się szeroki, szczery uśmiech. 
- Ach. Mam go wybadać! - szturchnął mnie.
- Nie... Może nie do końca o to chodzi... ale...
- Iza, daj spokój. Muszę wiedzieć z kim spotyka się moja siostra, prawda? - mój brat chwilę temu zarzucił mi brak mózgu a teraz się o mnie martwił. 
- To co? - zapytałam lekko unosząc brwi.
- Możesz na mnie liczyć! - rzucił podnosząc się z łóżka. No dobra. Idę spać, jutro mam pracę - mrugnął do mnie - Pozdrów Wikę. 
- Hej! Skąd wi...
- Że będziesz do niej dzwonić? Mówiłem Ci, że mamy coś z bliźniaków! - powiedział i zamknął za sobą drzwi. Niewiele myśląc sięgnęłam po komórkę i wybrałam numer mojej najlepszej przyjaciółki. Wygodnie ułożyłam się na łóżku psychicznie przygotowując się na kolejną długą opowieść, pytania, piski i krzyki przyjaciółki.
- Halo?! - usłyszałam w słuchawce - Izka?! Mam usiąść? - gdy dotarło do mnie co powiedziała zaczęłam zastanawiać się, ile jeszcze swoich psychicznych bliźniaków spotkam....



Fabian

Nie wiem dokładnie ile czasu zajęło mi zaśnięcie ale dźwięk budzika i moje samopoczucie rano dało mi do zrozumienia, że powinienem mierzyć to w godzinach. Budzik wskazywał godzinę 10. Zarzuciłem sobie poduszkę na głowę bezdźwięcznie w nią krzycząc. Moje życie powoli wymykało mi się spod kontroli i to przez jedną drobną istotę. Zacząłem rozważać żeby nie iść dziś na trening i zostać cały dzień w łóżku ale szybko skarciłem się za ten pomysł. Po pierwsze zachowałbym się jak baba, po drugie, najgorsze, kumple zaczęliby gadać. O co to, to nie. Dźwignąłem się na ręce i chwile potem stałem już w pionie. Złapałem dresy i poszedłem do łazienki wziąć orzeźwiający prysznic. Po śniadaniu sprawdziłem pocztę ze smutkiem stwierdzając, że nie ma na niej nic nowego. 

Godzinę później z torbą w bagażniku wsiadałem do samochodu. Podróż na halę zajęła mi dwadzieścia minut. Nieźle - pomyślałem. Ten dzień nie zapowiadał nic nadzwyczajnego.
- Cześć Romeo! - krzyknął Igła, gdy tylko przekroczyłem próg szatni.
- Cześć stary głupku.
- Uuuuu - zawył - czyżbym nacisnął komuś na odcisk? - uśmiechnął się zalotnie szybko ruszając rzęsami.
- Odwal się - rzuciłem zgryźliwie i cisnąłem w niego butem, który właśnie zdjąłem z prawej stopy - chyba dziś zmienię pozycję na atakującego. - cała drużyna wybuchnęła śmiechem. Nawet i ja się uśmiechnąłem. A co innego mi pozostało? Za chwile byliśmy już gotowi do treningu. Złapałem za butelkę z wodą i poszedłem za chłopakami, którzy kierowali się w stronę sali. Kilka minut później powitał nas trener. Kilku z nas było już w trakcie rozgrzewki. Biegłem obok Lotmana słuchając jego żartu o głupich blondynkach kiedy zawołał nas nasz fizjoterapeuta. 
- Chłopaki jako, że dzisiaj ostatni trening chcieliśmy wam przedstawić trzech stażystów, którzy będą was przygotowywać od nowego sezonu. - przez chwilkę miałem nadzieję na jakieś ładne długonogie blondynki ale kilka sekund później skarciłem się za ten pomysł. Przed nami stało trzech młodych, wysportowanych chłopaków. Byli trochę ode mnie starsi i dość przystojni. 
- Od prawej Kuba Dorczewski, Adam Baryszewski i Filip Drąg. Będą z wami przez cały sezon co jest nowością. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie - rzucił trener i ogłosił dzień wolny. Podeszliśmy do chłopaków i należycie się z nimi przywitaliśmy. Miałem wrażenie, że jednego z nich kojarzę. Spostrzegłem też, że i on mnie bacznie obserwował. Może po prostu mnie lubi - pomyślałem nieskromnie. Podałem im rękę i skierowałem się w stronę szatni. Marzyłem teraz tylko o pizzy i dobrym filmie. 
- Niko! - wrzasnąłem do Pencheva, który wyraźnie zmartwił się perspektywą wolnego dnia - co powiesz na pizzę i piwo? - powiedziałem już nieco ciszej. Taki pomysł mógłby zostać pozytywnie przyjęty przez większą część drużyny a nie zależało mi na Igle w domu. 
- Tylko się przebiorę - wyszczerzył zęby i jak mała dziewczynka tanecznym krokiem oddalił się w stronę szatni. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem za Penchevem. 
- Hej! Fabian! - usłyszałem za sobą nieznajomy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem jak biegnie w moją stronę jeden z tych młodych stażystów. Kuba? Tak, ten najwyższy, Kuba. 
- Tak? - spojrzałem wyczekująco. Miał dziwny wyraz twarzy.
- Przepraszam za nią - rzucił.
- Słucham? - spytałem coraz bardziej zdezorientowany.
- To znaczy za Izę, moją siostrę - uśmiechnął się nieśmiało. Był w moim wzroście. Zanim dotarło do mnie co powiedział już go nie było. Szlag! Czy oni spieprzanie mają w genach?!




__________________________
Tak jest i on! Kolejny rozdział :) Teraz będą się one pojawiać średnio co tydzień - po dwóch tygodniach lenistwa trzeba wykorzystywać czas bardziej produktywnie! Zrobię też zapasy bo sierpień pęka w szwach - plany, plany, plany! 
Zapraszam do komentowania!

Wasza Ivy <3

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 4. Czyli moment zaskoczenia.

Izka

Pod koniec kwietnia wciąż nie mogłam ogarnąć swojego życia. Choć się pozbierałam jakaś część mnie umarła, czegoś mi brakowało. Początkowo to uczucie strasznie paliło mnie od środka, później do niego przywykłam, ale na to potrzeba było czasu. Czasu, łez i cierpliwości. Bardzo ciężko było mi się odnaleźć w tym co zostało z mojego życia. Życia, które może nie było poukładane od A do Z ale miałam jakiś grunt, punkt zaczepienia, plany, marzenia. Po prostu było stabilne. Nie idealne, o co to, to nie. Dużo bym w nim zmieniła. A teraz? Teraz najchętniej bym z niego w ogóle zniknęłam. Chciałam zapomnieć o rzeczach o których zapomnieć się nie da. Musiałam się z tym pogodzić. 

Zaczęłam wychodzić do ludzi. Coraz częściej bywałam na mieście. Kwiecień swoja aura nie nastrajał jednak do uśmiechu. Wszystko przeciwko mnie. Siedziałam w małej kawiarni przy oknie trzymając w dłoni duży kubek czarnej herbaty kiedy zadzwonił mój telefon. Usłyszałam dźwięk melodii, policzyłam do pięciu i wolno sięgnęłam do torebki. Rzuciłam okiem na wyświetlacz i mozolnie przeciągnęłam palcem po dotykowym ekranie. Nie zdążyłam powiedzieć słowa ani gdyż uprzedził mnie mój brat 
- Idziemy na ostatni mecz w sezonie – zakomunikował.
- Z Maćkiem? Ok bawcie się dobrze – rzuciłam i spojrzałam za okno.
- My. Ja i ty. Idziemy. Na mecz. 28. kwietnia. Halo. 
- Co? - powiedziałam przeciągając wyraz – nigdzie nie idzie – zaprotestowałam.
- Ale ja nie pytam Cie o zdanie. Ja ci oznajmiam. Jutro przyjadę.
- Aha... - mruknęłam. Nie sprzeciwiałam się więcej więc uznał, że wygrał. A ja po prostu nie miałam siły prowadzić dyskusji na ten temat. Zawsze przecież mogę się jakoś wykręcić. Głowa, brzuch, okres. Nauka. Zawsze się coś znajdzie. Byleby tylko nie wychodzić na dłuższy czas spod kołdry, która ostatnio stała się moja najlepsza przyjaciółka. Dopiłam kawę, zebrałam swoje rzeczy i wyszłam na ulicę. Stanęłam na środku przez chwilę zastanawiając się dokąd pójść. Był piątek po południu. Powolnym krokiem skierowałam się na dworzec... 


Fabian


Na ostatnich treningach dostawaliśmy niemiłosierny wycisk. Jeżeli nie wygramy niedzielnego meczu walka o mistrzostwo przeciągnie się. Ale wtedy nie będziemy grać u siebie, trzeba będzie jechać do Gdańska a walka na obcym terenie zawsze jest dużo cięższa. Ten sezon był dla mnie bardzo ciężki, nie marzyłem o niczym innym jak o wakacjach. No i oczywiście o zdobyciu tytułu Mistrza Polski. Rozmyślałem nad tym idąc rano po bułki. Jak zwykle zapomniałem kupić ich wieczorem. Chyba będę musiał ustawić sobie przypomnienie w telefonie. I własnie jakbym wywołał wilka z lasu odezwał się mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni. Rzuciłem okiem na wyświetlacz mojego poobijanego i zmęczonego życiem samsunga. "Tata" – no to się zacznie, pomyślałem i przesunąłem palcem po ekranie.
- Tak, tato? - zapytałem lekko niespokojny. Rozmowy z ojcem zazwyczaj dotyczyły siatkówki. "Jak się czujesz?", "jesteś przygotowany?", "pamiętaj ile od Ciebie zależy", "możesz poprowadzić wasz zespół do zwycięstwa"... Strasznie zależało mu na tym, abyśmy zdobyli tytuł.
- Cześć Fabian. Nie śpisz już? 
- Nie tato, od godziny jestem na nogach. Własnie wyszedłem po bułki – chwilę później usłyszałem głos mamy w tle jednak nie mogłem odróżnić słów. Była wesoła. To dobry znak.
- No to świetnie. Będziemy za godzinę. Do usłyszenia – i się rozłączył. Tak po prostu. Uwielbiali mnie zaskakiwać. Niestety bardzo często pojawiali się w najmniej odpowiednich momentach. Całe szczęście, ze nie bylem typem bałaganiarza. Inaczej miałbym przesrane. Powzdychałem chwile, wzruszyłem ramionami i wróciłem do mieszkania przygotować sobie solidne śniadanie. Zrobiłem to szybko wiec starczyło mi czasu na krótką drzemkę przed nalotem rodziców. 


Izka


We snu wyrwał mnie dźwięk budzika. 6:30. No tak. Zwykle w piątek przed snem go wyłączam ale wczoraj po podróży pociągiem byłam już tak zmęczona, że zwyczajnie o tym zapomniałam. Do tego na uczelni pokazują nam, że owszem, da się z nas wycisnąć jeszcze więcej. Ale cóż. Sama obrałam taką drogę, nie mogę marudzić. Zapewne wiele osób marzy aby zająć moje miejsce na uczelni. Pamiętam jak podchodziłam do tego w szkole średniej. Nie po to podporządkowałam życie nauce żeby teraz to sobie olać o nie... Wymacałam ręką telefon i wyłączyłam budzik. Zaraz potem nakryłam się kołdrą do czubek nosa i przewróciłam się na drugi bok. Około dwudziestu minut próbowałam zasnąć. Kiedy uświadomiłam sobie, ze nie dam rady niechętnie wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Ze smutkiem stwierdziłam, że Kuby jeszcze nie ma. Jednocześnie postanowiłam nie kusić losu i nie zaglądałam do pokoi młodszego rodzeństwa. A nóż już by nie spali. 

W łazience szybko zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Puściłam ciepłą wodę i pozwoliłam, żeby powoli spływała strużkami po moim ciele. Kilka minut później byłam już w ciepłych dresach i starym t-shirtcie. Powędrowałam do kuchni, z uśmiechem wyciągnęłam świeże bułki, które prawdopodobnie kupił rano mój tato i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Zapach świeżo zaparzonej czarnej kawy zbudził moich rodziców i przyprowadził do kuchni. 
- Cześć córciu – powiedział tata całując mnie w czoło.
- Cześć – uśmiechnęłam się – mamo z mlekiem?
- Nie, dziękuję kochanie – rzekła lekko się przeciągając i siadając do stołu.
- Kuba mówił o której będzie?
- Mówił coś o 14. Ale wiesz jak to z nim. Okaże się, że tak naprawdę przyjedzie tu prosto z jakiejś imprezy. Idziecie jutro na mecz? 
- Chciałam się jakoś wykręcić... - rzuciłam po ciuchu ale widząc wzrok mojego taty szybko się zreflektowałam – ale pójdę – na jego twarzy zagościł uśmiech. W tym samym momencie usłyszeliśmy klucz w drzwiach i zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno moja mama nie ma jakiś nadzwyczajnych mocy. Chwilę potem do kuchni wpadł Kuba. Jego mina była co najmniej dziwna. Wiem, ze i nie ja to zauważyłam.
- No co jest? - ponagliła go mama widocznie także widząc, ze chce się czymś pochwalić. Aż zrobił się czerwony na twarzy.
- Dostałem staż w Asseco! - wykrzyknął rzucając się mojej mamie na szyje.
- O matko.... - wymamrotałam wiedząc, że gorzej być już nie mogło – to mam przerąbane. - rzucił do siebie i wbiłam wzrok z bułkę z dżemem truskawkowym. 


Fabian

Jechałem na halę całkowicie skupiony. Nagle wszystko inne przestało się liczyć. Na szczęście mój ojciec darował sobie kazania i wykłady. Z drugiej strony wiedział przecież jakie to dla mnie ważne. Zamiast tego po prostu z mamą pomogli mi przez te dwa dni. Miałam leżeć i odpoczywać, niczym się nie denerwować (chwilami zastanawiałem się czy tak właśnie czują się kobiety w ciąży kiedy się nad nimi skacze). Odpoczywać zarówno psychicznie jak i fizycznie. Wiedziałem, że i on się denerwuje. Będzie komentował ten mecz co w pewnym stopniu mu nie odpowiada. Musi się pilnować a wiadomo, że emocje robią swoje. Na hali pierwszą osobą jaką spotkałem był Lotman. Swoją drogą bardzo dobrze się dogadywaliśmy. 
- Cześć stary – rzucił łamaną polszczyzną i uśmiechał się jak głupi do sera. Krążą plotki, ze ma odejść po tym sezonie. Mam nadzieję, że to jednak tylko pogłoski.
- Cześć Paul. Przygotowany?
- Zawsze i wszędzie - mrugnął do mnie. Ten człowiek zawsze ma dobry humor – przyjeżdża moja dziewczyna. Teraz będę musiał być grzeczny – rzucił z udawaną przykrością. Wszyscy w drużynie wiedzieli jednak, że bardzo ją kocha. Mówił o niej częściej niż o czymkolwiek innym, z imprez zwijał się pierwszy a zamiast iść z nami podrywać panienki z barach wychodził przed budynek i telefonował do swojej ukochanej. A wydawać by się mogło, że z niego takie ziółko. Jednak zawsze mu tego zazdrościłem. Zawsze miał do kogo się zwrócić. W pewnym momencie rodzice i kumple już nie wystarczają. Przelotne znajomości też nie mnie bardzo interesowały. Bo nie o to chodzi. Poza tym bardzo często zaczepiały mnie dziewczyny, które jeszcze nie skończyły 18lat. Musiałem uważać. 
- Bardzo się ciesze, mam nadzieje, że będę miał okazje z nią porozmawiać – rzuciłem tylko krótko. Naprawdę lubiłem Kate. Była ładna, inteligentna i miała pogodne usposobienie. Sam pewnie bym się nią zainteresował. 

Mecz trwał dwie godziny. Nie tak źle. Zaczęliśmy od przegranego seta. Własna hala miała nam dodać otuchy a tylko jeszcze bardziej się zestresowaliśmy. Jednak później odrobiliśmy straty i pokazaliśmy na co nas stać. 3 do 1 i zostaliśmy mistrzami kraju! Od razu po meczu jeszcze to do mnie nie docierało. Widziałem kolegów skaczących w emocji, mojego ojca, który szalał na stanowisku komentatorskim i widziałem kibiców. Ponad 4 tysiące ludzi w biało czerwonych barwach. I zobaczyłem JĄ. To musiała być ona, stała tak jak na tamtym meczu w listopadzie i wpatrywała się we mnie z uśmiechem na ustach. Postanowiłem, że tej sytuacji nie zmarnuję. Ruszyłem pędem w trybuny nie spuszczając jej z oczu. A ona stała tylko nieruchomo, wciąż się we mnie wpatrując. Kiedy zbliżyłem się do niej na tyle, że mogłem jej dotknąć zobaczyłem jak bardzo jest piękna. Jej naturalnie pofalowane blond włosy opadały teraz po dwóch stronach na klatkę piersiową. Jej jasna cera podkreślała zielone, duże oczy pomalowane czarną mascarą. Jednak największą uwagę zwracały jej naturalne, pełne usta pociągnięte jedynie jasnym błyszczykiem. Tak. Była najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem. Teraz Cię nie puszczę – pomyślałem.
- Jesteś – rzuciłem czując jak szybko oddycham. Dziękowałem, ze jestem po długim meczu. Nie mogła w ten sposób zauważyć jak bardzo się denerwuje.
- Pytałeś czy jeszcze kiedyś się spotkamy, wiec się spotykamy. To twój szczęśliwy dzień Fabianie – powiedziała delikatnym głosem uśmiechając się szerzej. Niewiele myśląc... A raczej nie myśląc w ogóle pochyliłem się i wpiłem w jej usta. Już chciałem się odsunąć zastanawiając się w który policzek dostane gdy nagle poczułem jak kładzie mi dłonie na plecach i odwzajemnia pocałunek. Jej usta były tak miękkie... Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Nic co dobre nie trwa jednak wiecznie. Chwilę potem stanęła na całych stopach (wcześniej stała na placach) uśmiechnęła się jeszcze piękniej odwróciła się i zaczęła znikać w tłumie. Patrzyłem na to co się dzieje nie bardzo rozumiejąc. Zanim zorientowałem się, że mi znowu ucieka było już za późno na reakcję, za ramię złapał mnie Lotman i pociągnął na boisko do fetujących tam kolegów. W coraz bardziej rozrzedzającym się tłumie zobaczyłem jeszcze jej twarz, jak odwróciła się do mnie i pomachała. I wtedy spostrzegłem, że ma na sobie koszulkę z moim nazwiskiem. Zapragnąłem żeby nosiła je już zawsze...






___________________________
Oto jest! 4 rodział! Piąty i szósty już się  piszą :) Ten bardzo mi się podoba, jestem zadowolona. Szczerze mówiąc nie wiedziałam jak ich połączyć. Ale zaczęłam pisać i wyszło samo! Ale to nie koniec oj nie tu się będzie jeszcze dużo działo! Jak jesteście tu ze mną zapraszam do komentowania to bardzo motywujące!

Buziaki!
Wasza Ivy <3

poniedziałek, 6 lipca 2015

AAAAAA GDZIE JEST ROZDZIAŁ3?

CHWILA NIEUWAGI I USUNĘŁAM ROZDZIAŁ 3. NANOSIŁAM POPRAWKI JUŻ NA BLOGU, WIĘC NA DYSKU NIE MAM ŻADNEJ KOPI! ALE CHYBA WYGLĄDAŁO MNIEJ WIĘCEJ JAK TERAZ. PRZEPRASZAM, ŻE ZNIKNĘŁY WASZE KOMENTARZE ALE JA WCIĄŻ JE WIDZĘ NA MOIM BLOGU I JESZCZE RAZ BARDZO BARDZO CIEPLUTKO ZA NIE DZIĘKUJĘ! JESTEŚCIE ŚWIETNI!!! <3


IVY :* (PŁACZĘ)

Rozdział 3. Czyli moment jak bardzo można się minąć...

Półtora miesiąca później

Izka


Grudzień. Kolejne święta. Znów Wrocław. 

Tym razem czułam się zupełnie inaczej jadąc tam. Chciałam być z rodziną. Ale czegoś się obawiałam. Moje ciało przepełniał niepokój. Nie byłam pewna czy bardziej dręczył mnie fakt istenienia tego dziwnego uczucia, czy to, że nie miałam pojęcia skąd ono się wzięło. Przeżywając deja vu krzyczałam na rodziców, żeby się pośpieszyli. Sama poszłam do pokoju położyłam się na łóżku i gapiąc się w sufit wspominałam ostatnie święta, kiedy to byłam w związku. Ten nastrój skłaniał mnie do takich przemyśleń. Potrząsnęłam głową jakbym liczyła, że w ten sposób odgonie od siebie te myśli. 
- Izka uspokój się - spojrzała na mnie mama wchodząc do mojego pokoju. 
- Po prostu, chcę jeszcze kupić we Wrocławiu jeden prezent, mamo...
- Nie mogłaś kupić go w Rzeszowie? - zapytał tata. 

Nie mogłam - pomyślałam. Chciałam odwiedzić starego przyjaciela. Fakt faktem, że nie mieliśmy kontaktu półtora roku, ale kiedyś przecież muszę się odezwać. Nie mogę udawać, że go nie znam. Kochałam i wciąż kocham jak brata. 
- Nie mogłaś? - powtórzył ojciec i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Nie mogłam - rzuciłam pakując laptopa. Oczywiście, że mogłam go kupić. Tylko nie wiedziałam co kupić. Nie miałam pojęcia a wizja kupienie prezentu we Wrocławiu oznaczało 4 i pół godziny drogi na zastanowienie się. Jak zwykle zapakowanie się do samochodu z trójką mojego rodzeństwa było ciężkie. Ale już w krótce byliśmy w drodze. Przez dobre pół godziny namiętnie przepytywałam Kube co on by chciał dostać od przyjaciółki na święta. Oczywiscie jak to mój brat wymyślał niestworzone rzeczy typu zegraki warte kilka tysięcy, iPhony i tym podobne. Czasem niedowierzam, że on naprawdę jest na studiach.

W końcu postawiłam na szalik. Bez pomocy mojego takbardzodoroslegozeazboli brata. Pamiętam jak zawsze marudził, że musi sobie kupić coś co będzie zakrywało mu szyje zimą. Oczywiście tylko gadał, nigdy tak naprawdę nic nie kupił. Ciężko było mi to swojego czasu zrozumieć, aż w końcu zauważyłam jak bardzo różni się od innych ludzi. Jest uniwersalny, jeśli można tak powiedziec o czlowieku. Jest wyjątkowy. Pewnie dużo takich wyjątkowych ludzi na świecie, jednak w moim życiu był jedyny. Jedyną dozą wyjątkowości mierzącą 201 centymetry z silnymi ramionami. 
Droga upłynęła mi zadziwiajająco szybko. Rozprostowując kości już we Wrocławiu czułam się jak nowo narodzona. Szybko przywitałam się z dziadkami i od razu pobiegłam do mojego ulubionego centrum handlowego. Idąc wymyśliłam sobie idealny szalik. Tak. Czasem miałam wrażenie, że nie wszystko ze mną w porządku. Ale i tak przez 3 następne godziny uparcie szukałam wyimaginowaneg przedmiotu. Osiągnęłam apogeum szczęścia, kiedy zrezygnowana ujrzałam gruby, długi jak z Wrocławia do Rzeszowa szalik w szaro czarne poziome paski. Był piękny tak bardzo, jak tylko piękny może być szalik. 
Zapakowałam go w toalecie w centrum, mało komfortowe miejsce, ale nie miałam czasu wracać się do domu moich dziadków. Postałam jeszcze dwadzieścia minut gapiąc się w swoje odbicie w lustrze. W głowie toczyłam niezwykle zaciętą batalie, jakby chodziło o losy świata. Ale to dotyczyło tylko i włącznie mnie i mojego życia. Mojej rzeczywistości. Podjęłam decyzję. Warknęłam na moje trzesące się kolana i ruszyłam. Wiedziałąm gdzie go znajdę. 
Szłam i szłam i szłam i nie wiedziałam czy robie to tak wolno czy droga była faktycznie tak długa. Po kilkadziesięciu minutach dostarłam na miejsce. Od razu go zauważyłam. Był sam. Nie pozwoliłam się sobie zatrzymać bo wiedziałam, że wtedy ztchórzę i uciekne. 
- Cześć - wciągnęłam powietrze. Spojrzał na mnie. Jego oczy nie mówiły kompletnie nic. Nie potrafiłam z nich nic odczytać - jesteś sam? - nie odpowiedział - Paweł? - zaczęłam się modlić, żeby odpowiedział - mam coś.. Dla ciebie - parsknął słysząc moje słowa.
- Nic, od Ciebie już nie chce.. - wycedził przez zęby - dla mnie Cię już nie ma - warknął. Zastanawiałam się czy on chociaż walczył o nasz kontakt. Miałam świeczki w oczach. Usłyszałam zbliżającą się reszte dawnej paczki. Mojej dawnej paczki. Gdy zbliżyli się śmiechy ucichły a ja zdobyłam się na odwage, żeby na nich spojrzeć.
- Co.. Ona tu robi? - pytanie skierowane do Pawła. 
- Nic, już sobie idzie, prawda? - chłód w jego głosie przepłynął przez całe moje ciało. Zrobiło mi się gorąco, poczułam łzy cisnące mi się do oczu. Odwróciłam sie i zaczęłam iść przed siebie. Słyszałam ich śmiech. Biegłam. Gdzie? Na cmentarz. Tam gdzie zawsze chodziłam gdy płakałam. Na cmentarz. Usiadłam na starej, spróchniałej ławeczce, schowałam głowe w szalik i zaczęłam płakać. 
- Wszystko w porządku? - poczułam dłoń na moim ramieniu. Pociągnełam nosem i spojrzałam w górę. 
- Tak dziękuję - śledziłam ruchy nieznajomego, który w końcu ustawił się w takim świetle, że mogłam zobczyć jego twarz. Doznałam szoku.
- Zgubiłaś coś ostatnim razem - wiedziałam, że pamięta. Wyciągnął rękę z moim notesem a ja miałam ochotę rzucić mu się na ramiona. Powstrzymałam się jednak.
- Jejku, dziękuje, jest dla mnie bardzo ważny - powiedziałam i pomyślałam nagle, że mógł poznać zawartośc.
- Nie martw się zerknąłem tylko na pierwszą stronę aby poznać twoje imię - rzucił jakby czytał mim w myślach - Fabian - podał mi rękę.
- Tak wiem... Przedstawiałeś mi się ostatnim razem. Poza tym jak mogłabym Cię nie znać... Bredzę. - skarciłam się w myślach i njacześciej udarzyłabym sobie ręką w twarz. Dorczewska, debilko, co Ty robisz?!
- Iza, tak? Proszę - wyciągnął paczkę chusteczek. Zastanawiałam się jak ja teraz wyglądam. Może jak śmierć? Jak zjawa? Z rozmazanym makijażem i zatkanym nosem. 
- Dziękuję.. - szepnełam - chyba muszę już iść... Pewnie się o mnie martwią - rzuciłam a Fabian wyraźnie posmutniał. Wstałam i zaczęłam się oddalać.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś? - czy to co usłyszałam było nutą nadzieii? Odwróciłam się, ale nie odpowiedziałam. 
Wsiadając do autobusu popukałam się w czoło i wysiadając z niego ryknęłam jeszcze bardziej. Fabian Drzyzga chciał się ze mną spotkać a ja tak po prostu odeszłam. 

Chciałbym z ramion zdjąć Ci troskę o przyszłość,
powiedzieć i uwierzyć, że pieniądze to nie wszystko.
Chcę się z Tobą kochać a nie z gównem jebać co dzień.
Myślisz o jutrze nieufnie i zanim uśniesz czekasz na odpowiedź:
- Co dalej?

***

Przez kolejne tygodnie unikałam meczu Sovii jak ognia. 

Wierzę w nas bardziej niż w miłość, bo miłość jest jak człowiek,
chwilą co nie godzi się na to, że musi ginąć.
Powiedz mi to szczerze, chodzi o jakość czy o ilość?
- Nie wiem. Jeśli miłość jest człowiekiem, chodzi mi o Ciebie.

Dopadła mnie depresja. Czułam się osamotniona. Mówią, że najgorsze są rozstania jesienią. I faktycznie tak jest. Sama takie przeżyłam. I choć byłam do niego przygotowana, bo zrobiłam to ja to i tak nie mogłam się pozbierać. Jednak 3 lata to nie jest nic. A jestem osobą, której bardzo łatwo się przywiązać. Zaczęłam tęsknić za tymi dniami spędzonymi razem, za ciepłem męskiej dłoni, za smakiem ust, za palcami w burzy moich blond włosów. Nie sądziłam, że to jeszcze do mnie wróci. Starałam się o tym nie myśleć. Jego już nie było. W moim życiu nie było go już długi czas a teraz naprawdę go nie było. 

Jego rodzice zadzownili do mnie tydzień temu i przekazali mi najgorsza wiadomość. Nigdy nie chciałam takiej usłyszeć. Nic nikomu nie powiedziałam. W końcu pękłam i napisałam do Kuby. Przed cały ten tydzień szukałam jakiegoś gruntu pod nogami, jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś co pozwoli mi stanąć na nogi. Nawet Wiki przychodząc do mnie załamywała ręce. Próbowała wszystkiego. Od pocieszania, do słuchania płaczu, milczenia, przynoszenia jedzenia aż do krzyków, żebym ogarnęła dupę, bo to nic nie zmieni. Nic w moim zachowaniu nie sprawi, że on wróci. Nie pomogło. 

W końcu matka zaproponowała mi specjaliste. I wtedy uświadomilam sobie jak bardzo jest ze mną źle. Przyjechał Kuba. Zawalił cały tydzień wykładów tylko po to aby jakos mi pomóc. Widział, że po świętach stałam się wrakiem człowieka. Utraciłam wszelką nadzieję. Nie miałam ochoty ruszać się z domu więc po wykładach przychodziłam i ukrywałam się pod kocem albo przy książkach. Coraz częsiej wracałam do domu. Tak spędziłam 2 miesiące. I kiedy wydawałoby się, że odzyskuję siłę wraz z topniejącym śniegiem dowiedziałam się o jego śmierci. Dwa dni po odebraniu telefonu od jego rodziców wstałam z łóżka kupiłam przez internet bilet na pociąg i poszłam pod prysznic. Wciągnęłam na swoje wilgotne jeszcze ciało czarne spodnie, ciemny top i gruby, czarny golf. Związałam włosy i spojrzałam w lustro. Wyglądałam tragicznie. Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Chwilę potem położyłam się na nim i gapiłam w sufit. Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi. 
- Iza? - szepnął Kuba - pojadę z Tobą - spojrzałam mu w te jego smutne oczy i zastanawiałam się, czy moje są jeszcze smutniejsze. Poczułam jak napływają mi do nich słone łzy - nie, kochanie, prosze nie - w sekunde potem był przy mnie. Wziął mnie w ramiona i gładził moje włosy szepcząc cicho do ucha na zmiane ze składaniem pocałunków na mojej głowie. Zaczęłam szybciej mrugać i spłyciłam oddech. W końcu zaczęłam szlochać. Szloch przeszedł w płacz. Następnie wpadłam w histerie. Płakałam dobrą godzinę. Później zaczęłam krzyczeć i ściskać mojego brata za kolano. 
- Kuba - mówiłam dławiąc się własnymi łzami - dlaczego - brzmiało to bardziej jak ryk. 
- Mordko moja kochana. Nie płacz. Już dobrze... Kochanie.... 
Zanosiłam się płaczem dopóki całkowicie nie odpadłam z sił. A kiedy uspokoiłam się na chwilę znowu zaczynałam o tym myśleć i po raz kolejny płakałam. Dwa dni spędziłam na tłuczeniu pięściami w poduszkę. Od płaczu bolała mnie głowa. Bolał mnie brzuch. W ciągu jednego dnia wymiotowałam 5 razy. Nie. Nie mogłam się z tym pogodzić. Kuba pojechał ze mną na pogrzeb. Mimo tego, iż to ja go zostawiłam jego rodzina potraktowała mnie tak jakbyśmy wciąż byli razem. Stałam razem z nimi płacząc jak jeszcze nigdy w życiu. Coś we mnie umarło. To nie tak miało być. Nie chciałam w to wierzyć. A gdy zobaczyłam go po raz ostatni, zemdlałam....


***


Obudziłam się dzień później w białej sali. Przestraszona szybko uspokiłam się gdy poczułam jak Kuba ściska mnie za rękę. Kilka godzin później dowiedziałam się, że z moim organizmem było gorzej niż wszyscy sobie to wyobrażali. Miałam zostać w szpitalu jeszcze trzy dni. Mój brat obiecał, że zostanie ze mną. Wciąż płakałam. Przyjechali również moi rodzice. 

Ze szpitala wyszłam kilka dni później. 

Mój powrót do normalnego życia trwał miesiąc. 

Od jego śmierci minęły trzy miesiące. A ja wciąż się z tym nie pogodziłam. Jednak nauczyłam się z tym żyć. Zaczęłam tworzyć raport. Raport z życia warzywa. 



Fabian


Od razu wiedział, że z Dagą będą same problemy. Nie dość, że siedziała u niego przeszło dwa tygodnie to każdej nocy musiał zamykać sypialne na klucz. Ta dziewucha była nieobliczalna. Kleiła się do niego zaraz po wejściu do mieszkania. Nie odstępowała wina i ubierała się jak pierwsza lepsza dziwka. Co gorsze nie mógł nigdzie się ruszyć bo albo miała pretensje albo łaziła za nim. Dziwił się sam sobie, ze nie zastrzelił przez te 14 dni jej albo co lepsze siebie.
- Gdzie byłeś Fabiaaaaan? Jak to tak wychodzić i nie nie móóóóóówić? - zapytała owijając się niedokładnie samym ręcznikiem kiedy wchodził do mieszkania z porannego biegu. Widząc jej pół nagie ciało szybko odwracał wzrok. 
- Chcesz mnie zabić? Ubieraj się bo nie mogę na Ciebie patrzec - warknął w jej strone. Daga tylko się wyszczerzyła. Chyba naprawde była idiotką. Pojebaną idiotką. A on Fabian Drzyzga nie miał siły na te idiotkę patrzec. Co mnie podkusiło... 
- Oh, nie udawaj, że nie masz na mnie ochoty - zamruczała a jemu zebrało się na wymioty.
- Masz dwa dni rozumiesz to? - nie żartował i wiedział, że do niej doatarło. Widział to po jej minie, która od razu zmienia wyraz. Swoim pogardliwym wzrokiem od razu starł jej ten uśmieszek z twarzy. - Żałosne - rzucił na odchodnym i skierował się do kuchni. Teraz kiedy bedzie się boczyc  ma kilka godzin tak upragnionej wolności. Zrobił sobie śniadanie, wszedł pod prysznic i puścił wodę. Pozwolił aby ta spłukała z jego ciała pot spowodowany poranną aktywnościa. I znowu o niej myślał. O tej czarującej blondynce. Minęło tyle  czasu. Najpierw zobaczył ją w tłumie na meczu. Później, był przkoenany, że to nią natkął się na cmentarzu. A następnie pozwolił jej tak po prostu odejść. Odwrócić się na pięcie i uciec. I ta ostatnia sytuacja. Los po raz kolejny splótł ich drogi razem a on nie potrafił tego wykorzystać. Widział ją kilka razy w ciągu 3 miesięcy. Czyżby stracił swoją szansę? Nie. To nie wchodziło w grę. Od grudnia nigdy więcej nie spotkał jej na meczu. Ale obiecał się, ze się nie podda. Będzie jej szukał. Tak długo jak będzie trzeba. Z zamyślenia wyrwał go przytłumiony dźwięk zatrzaskujących się dni. Aż krzyknął z radości. 




____________________________________________
Chyba to wyglądało jakoś tak :( dziękuje za wszystkie komentarze, które pojawiły się wtedy. Nadal je widzę ale nie będą już widoczne na stronie :( tak się kończy chwila nieuwagi... W zamian za to już jutro wieczorem rozdział 4, który czeka gotowy aż go ocenicie. 

Bardzo przepraszam jeszcze raz za brak waszych komentarzy tutaj :( a nawet nie wiecie jak wiele dla mnie znaczą i jaką są motywacją :(

Wasza Ivy <3