wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 4. Czyli moment zaskoczenia.

Izka

Pod koniec kwietnia wciąż nie mogłam ogarnąć swojego życia. Choć się pozbierałam jakaś część mnie umarła, czegoś mi brakowało. Początkowo to uczucie strasznie paliło mnie od środka, później do niego przywykłam, ale na to potrzeba było czasu. Czasu, łez i cierpliwości. Bardzo ciężko było mi się odnaleźć w tym co zostało z mojego życia. Życia, które może nie było poukładane od A do Z ale miałam jakiś grunt, punkt zaczepienia, plany, marzenia. Po prostu było stabilne. Nie idealne, o co to, to nie. Dużo bym w nim zmieniła. A teraz? Teraz najchętniej bym z niego w ogóle zniknęłam. Chciałam zapomnieć o rzeczach o których zapomnieć się nie da. Musiałam się z tym pogodzić. 

Zaczęłam wychodzić do ludzi. Coraz częściej bywałam na mieście. Kwiecień swoja aura nie nastrajał jednak do uśmiechu. Wszystko przeciwko mnie. Siedziałam w małej kawiarni przy oknie trzymając w dłoni duży kubek czarnej herbaty kiedy zadzwonił mój telefon. Usłyszałam dźwięk melodii, policzyłam do pięciu i wolno sięgnęłam do torebki. Rzuciłam okiem na wyświetlacz i mozolnie przeciągnęłam palcem po dotykowym ekranie. Nie zdążyłam powiedzieć słowa ani gdyż uprzedził mnie mój brat 
- Idziemy na ostatni mecz w sezonie – zakomunikował.
- Z Maćkiem? Ok bawcie się dobrze – rzuciłam i spojrzałam za okno.
- My. Ja i ty. Idziemy. Na mecz. 28. kwietnia. Halo. 
- Co? - powiedziałam przeciągając wyraz – nigdzie nie idzie – zaprotestowałam.
- Ale ja nie pytam Cie o zdanie. Ja ci oznajmiam. Jutro przyjadę.
- Aha... - mruknęłam. Nie sprzeciwiałam się więcej więc uznał, że wygrał. A ja po prostu nie miałam siły prowadzić dyskusji na ten temat. Zawsze przecież mogę się jakoś wykręcić. Głowa, brzuch, okres. Nauka. Zawsze się coś znajdzie. Byleby tylko nie wychodzić na dłuższy czas spod kołdry, która ostatnio stała się moja najlepsza przyjaciółka. Dopiłam kawę, zebrałam swoje rzeczy i wyszłam na ulicę. Stanęłam na środku przez chwilę zastanawiając się dokąd pójść. Był piątek po południu. Powolnym krokiem skierowałam się na dworzec... 


Fabian


Na ostatnich treningach dostawaliśmy niemiłosierny wycisk. Jeżeli nie wygramy niedzielnego meczu walka o mistrzostwo przeciągnie się. Ale wtedy nie będziemy grać u siebie, trzeba będzie jechać do Gdańska a walka na obcym terenie zawsze jest dużo cięższa. Ten sezon był dla mnie bardzo ciężki, nie marzyłem o niczym innym jak o wakacjach. No i oczywiście o zdobyciu tytułu Mistrza Polski. Rozmyślałem nad tym idąc rano po bułki. Jak zwykle zapomniałem kupić ich wieczorem. Chyba będę musiał ustawić sobie przypomnienie w telefonie. I własnie jakbym wywołał wilka z lasu odezwał się mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni. Rzuciłem okiem na wyświetlacz mojego poobijanego i zmęczonego życiem samsunga. "Tata" – no to się zacznie, pomyślałem i przesunąłem palcem po ekranie.
- Tak, tato? - zapytałem lekko niespokojny. Rozmowy z ojcem zazwyczaj dotyczyły siatkówki. "Jak się czujesz?", "jesteś przygotowany?", "pamiętaj ile od Ciebie zależy", "możesz poprowadzić wasz zespół do zwycięstwa"... Strasznie zależało mu na tym, abyśmy zdobyli tytuł.
- Cześć Fabian. Nie śpisz już? 
- Nie tato, od godziny jestem na nogach. Własnie wyszedłem po bułki – chwilę później usłyszałem głos mamy w tle jednak nie mogłem odróżnić słów. Była wesoła. To dobry znak.
- No to świetnie. Będziemy za godzinę. Do usłyszenia – i się rozłączył. Tak po prostu. Uwielbiali mnie zaskakiwać. Niestety bardzo często pojawiali się w najmniej odpowiednich momentach. Całe szczęście, ze nie bylem typem bałaganiarza. Inaczej miałbym przesrane. Powzdychałem chwile, wzruszyłem ramionami i wróciłem do mieszkania przygotować sobie solidne śniadanie. Zrobiłem to szybko wiec starczyło mi czasu na krótką drzemkę przed nalotem rodziców. 


Izka


We snu wyrwał mnie dźwięk budzika. 6:30. No tak. Zwykle w piątek przed snem go wyłączam ale wczoraj po podróży pociągiem byłam już tak zmęczona, że zwyczajnie o tym zapomniałam. Do tego na uczelni pokazują nam, że owszem, da się z nas wycisnąć jeszcze więcej. Ale cóż. Sama obrałam taką drogę, nie mogę marudzić. Zapewne wiele osób marzy aby zająć moje miejsce na uczelni. Pamiętam jak podchodziłam do tego w szkole średniej. Nie po to podporządkowałam życie nauce żeby teraz to sobie olać o nie... Wymacałam ręką telefon i wyłączyłam budzik. Zaraz potem nakryłam się kołdrą do czubek nosa i przewróciłam się na drugi bok. Około dwudziestu minut próbowałam zasnąć. Kiedy uświadomiłam sobie, ze nie dam rady niechętnie wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Ze smutkiem stwierdziłam, że Kuby jeszcze nie ma. Jednocześnie postanowiłam nie kusić losu i nie zaglądałam do pokoi młodszego rodzeństwa. A nóż już by nie spali. 

W łazience szybko zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Puściłam ciepłą wodę i pozwoliłam, żeby powoli spływała strużkami po moim ciele. Kilka minut później byłam już w ciepłych dresach i starym t-shirtcie. Powędrowałam do kuchni, z uśmiechem wyciągnęłam świeże bułki, które prawdopodobnie kupił rano mój tato i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Zapach świeżo zaparzonej czarnej kawy zbudził moich rodziców i przyprowadził do kuchni. 
- Cześć córciu – powiedział tata całując mnie w czoło.
- Cześć – uśmiechnęłam się – mamo z mlekiem?
- Nie, dziękuję kochanie – rzekła lekko się przeciągając i siadając do stołu.
- Kuba mówił o której będzie?
- Mówił coś o 14. Ale wiesz jak to z nim. Okaże się, że tak naprawdę przyjedzie tu prosto z jakiejś imprezy. Idziecie jutro na mecz? 
- Chciałam się jakoś wykręcić... - rzuciłam po ciuchu ale widząc wzrok mojego taty szybko się zreflektowałam – ale pójdę – na jego twarzy zagościł uśmiech. W tym samym momencie usłyszeliśmy klucz w drzwiach i zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno moja mama nie ma jakiś nadzwyczajnych mocy. Chwilę potem do kuchni wpadł Kuba. Jego mina była co najmniej dziwna. Wiem, ze i nie ja to zauważyłam.
- No co jest? - ponagliła go mama widocznie także widząc, ze chce się czymś pochwalić. Aż zrobił się czerwony na twarzy.
- Dostałem staż w Asseco! - wykrzyknął rzucając się mojej mamie na szyje.
- O matko.... - wymamrotałam wiedząc, że gorzej być już nie mogło – to mam przerąbane. - rzucił do siebie i wbiłam wzrok z bułkę z dżemem truskawkowym. 


Fabian

Jechałem na halę całkowicie skupiony. Nagle wszystko inne przestało się liczyć. Na szczęście mój ojciec darował sobie kazania i wykłady. Z drugiej strony wiedział przecież jakie to dla mnie ważne. Zamiast tego po prostu z mamą pomogli mi przez te dwa dni. Miałam leżeć i odpoczywać, niczym się nie denerwować (chwilami zastanawiałem się czy tak właśnie czują się kobiety w ciąży kiedy się nad nimi skacze). Odpoczywać zarówno psychicznie jak i fizycznie. Wiedziałem, że i on się denerwuje. Będzie komentował ten mecz co w pewnym stopniu mu nie odpowiada. Musi się pilnować a wiadomo, że emocje robią swoje. Na hali pierwszą osobą jaką spotkałem był Lotman. Swoją drogą bardzo dobrze się dogadywaliśmy. 
- Cześć stary – rzucił łamaną polszczyzną i uśmiechał się jak głupi do sera. Krążą plotki, ze ma odejść po tym sezonie. Mam nadzieję, że to jednak tylko pogłoski.
- Cześć Paul. Przygotowany?
- Zawsze i wszędzie - mrugnął do mnie. Ten człowiek zawsze ma dobry humor – przyjeżdża moja dziewczyna. Teraz będę musiał być grzeczny – rzucił z udawaną przykrością. Wszyscy w drużynie wiedzieli jednak, że bardzo ją kocha. Mówił o niej częściej niż o czymkolwiek innym, z imprez zwijał się pierwszy a zamiast iść z nami podrywać panienki z barach wychodził przed budynek i telefonował do swojej ukochanej. A wydawać by się mogło, że z niego takie ziółko. Jednak zawsze mu tego zazdrościłem. Zawsze miał do kogo się zwrócić. W pewnym momencie rodzice i kumple już nie wystarczają. Przelotne znajomości też nie mnie bardzo interesowały. Bo nie o to chodzi. Poza tym bardzo często zaczepiały mnie dziewczyny, które jeszcze nie skończyły 18lat. Musiałem uważać. 
- Bardzo się ciesze, mam nadzieje, że będę miał okazje z nią porozmawiać – rzuciłem tylko krótko. Naprawdę lubiłem Kate. Była ładna, inteligentna i miała pogodne usposobienie. Sam pewnie bym się nią zainteresował. 

Mecz trwał dwie godziny. Nie tak źle. Zaczęliśmy od przegranego seta. Własna hala miała nam dodać otuchy a tylko jeszcze bardziej się zestresowaliśmy. Jednak później odrobiliśmy straty i pokazaliśmy na co nas stać. 3 do 1 i zostaliśmy mistrzami kraju! Od razu po meczu jeszcze to do mnie nie docierało. Widziałem kolegów skaczących w emocji, mojego ojca, który szalał na stanowisku komentatorskim i widziałem kibiców. Ponad 4 tysiące ludzi w biało czerwonych barwach. I zobaczyłem JĄ. To musiała być ona, stała tak jak na tamtym meczu w listopadzie i wpatrywała się we mnie z uśmiechem na ustach. Postanowiłem, że tej sytuacji nie zmarnuję. Ruszyłem pędem w trybuny nie spuszczając jej z oczu. A ona stała tylko nieruchomo, wciąż się we mnie wpatrując. Kiedy zbliżyłem się do niej na tyle, że mogłem jej dotknąć zobaczyłem jak bardzo jest piękna. Jej naturalnie pofalowane blond włosy opadały teraz po dwóch stronach na klatkę piersiową. Jej jasna cera podkreślała zielone, duże oczy pomalowane czarną mascarą. Jednak największą uwagę zwracały jej naturalne, pełne usta pociągnięte jedynie jasnym błyszczykiem. Tak. Była najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem. Teraz Cię nie puszczę – pomyślałem.
- Jesteś – rzuciłem czując jak szybko oddycham. Dziękowałem, ze jestem po długim meczu. Nie mogła w ten sposób zauważyć jak bardzo się denerwuje.
- Pytałeś czy jeszcze kiedyś się spotkamy, wiec się spotykamy. To twój szczęśliwy dzień Fabianie – powiedziała delikatnym głosem uśmiechając się szerzej. Niewiele myśląc... A raczej nie myśląc w ogóle pochyliłem się i wpiłem w jej usta. Już chciałem się odsunąć zastanawiając się w który policzek dostane gdy nagle poczułem jak kładzie mi dłonie na plecach i odwzajemnia pocałunek. Jej usta były tak miękkie... Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Nic co dobre nie trwa jednak wiecznie. Chwilę potem stanęła na całych stopach (wcześniej stała na placach) uśmiechnęła się jeszcze piękniej odwróciła się i zaczęła znikać w tłumie. Patrzyłem na to co się dzieje nie bardzo rozumiejąc. Zanim zorientowałem się, że mi znowu ucieka było już za późno na reakcję, za ramię złapał mnie Lotman i pociągnął na boisko do fetujących tam kolegów. W coraz bardziej rozrzedzającym się tłumie zobaczyłem jeszcze jej twarz, jak odwróciła się do mnie i pomachała. I wtedy spostrzegłem, że ma na sobie koszulkę z moim nazwiskiem. Zapragnąłem żeby nosiła je już zawsze...






___________________________
Oto jest! 4 rodział! Piąty i szósty już się  piszą :) Ten bardzo mi się podoba, jestem zadowolona. Szczerze mówiąc nie wiedziałam jak ich połączyć. Ale zaczęłam pisać i wyszło samo! Ale to nie koniec oj nie tu się będzie jeszcze dużo działo! Jak jesteście tu ze mną zapraszam do komentowania to bardzo motywujące!

Buziaki!
Wasza Ivy <3

10 komentarzy:

  1. Świetne, cudownie, piękne. Mogę powiedzieć szczerze, że masz talent! I kurczę, jakim cudem potrafisz tak szybko pisać? Żebym ja tak potrafiła, ehh... Ale wróćmy do rozdziału. Nie mam się do czego przyczepić (czego z resztą nie lubię robić xdd) Bardzo przyjemnie czyta mi się Twoje opowiadanie ^^
    Czekam na kolejne rozdziały :3
    ~Życzę weny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ogromnie miłe słowa <3
      A pisze tak szybko chyba dlatego, że pierwszy raz pisząc opowiadanie nie mam planu w głowie i sama jestem ciekawa jak to się potoczy :)

      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Cudo! Mam uśmiech na twarzy i chyba długo nie zejdzie. :D Strasznie mi się podoba ten rozdział, idealny. :) Już nie mogę się doczekać następnych! Buśka! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny
    kiedy następny bo chyba zwariuję z ciekawości co będzie dalej
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niedługo :3 za trzy-cztery dni bo już prawie napisany! :)

      Usuń
  4. Świetny jest ten blog :)
    Kiedy następny ? Moja ciekawość mnie zżera :D
    PS:Zapraszam do siebie :)
    http://wrytmiesiatkówki.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*
    Kasia.!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję! <3 Już niedługo, rozdział na wykończeniu :3

      Na pewno wpadne! :3

      Usuń
  5. Świetny blog i tak łatwo, przyjemnie się go czyta :) chce więcej i więcej :) weny :* Wercia

    OdpowiedzUsuń